wtorek, 27 sierpnia 2013

15. Niespodziewana wizyta

    W pokoju zapanowała cisza. Przez chwilę ślizgoni mieli wrażenie, że mają jakieś omamy albo ktoś wyciął im głupi żart. Blaise zerkał nerwowo na swoją szklankę a potem na butelkę. Zastanawiał się czy to aby na pewno Ognista Whisky a nie czasami jakiś eliksir o nieznanym mu działaniu. Gdy w końcu przeniósł swój wzrok na przyjaciela poczuł w jakimś stopniu ulgę – nie tylko on widział to czego nie powinno być. Blondyn wpatrywał się z otwartymi ustami w przybysza, którego najwyraźniej bawiła obecna sytuacja.
         - Macie miny jakbyście zobaczyli Snape'a w piżamie! - Czarnowłosy mężczyzna nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Spodziewał się takiej reakcji ale mimo to coraz bardziej rozbawiała go ta sytuacja. - Dowiem się komu chcecie przywrócić pamięć czy mam tu wrócić jak trochę ochłoniecie? Chociaż nie, zostanę i się ugoszczę... co wy na to?
    Blaise zaczął przecierać oczy, miał nadzieję że ten obraz zniknie ale im dłużej to robił, wszystko stawało się coraz bardziej rzeczywiste. Niespodziewany przybysz jednym machnięciem różdżki wyczarował sobie fotel i wygodnie się w nim usadowił. Na jego twarzy cały czas gościł drwiący uśmiech a jego oczy krążyły po całym Pokoju Wspólnym Prefektów. Widocznie czekał aż któryś ze ślizgonów się odezwie.
         - Stary, nie wiem co było w tej butelce... - Zabini kolejny raz spojrzał na butelkę Ognistej. - … ale mówię ci, daje niezłego kopa bo chyba widzę... kogoś kogo nie ma.
         - Blaise, nigdy więcej z tobą nie piję. - Malfoy nie spuszczał wzroku z siedzącej przed nim sylwetki mężczyzny, którego tak dobrze znał. Co dziwniejsze, w jego głowie była pustka. Nie zastanawiał się nad tym dziwnym zjawiskiem... Nie przeszło mu nawet przez myśl, że to co widzi jest całkiem realne.
Mijała minuta za minutą. Mężczyzna nadal z trudem powstrzymywał się od śmiechu. Myślał tylko o tym, że warto było „umrzeć” dla takiego widoku. Wiedział, że będzie musiał przerwać tą wspaniałą dla niego chwilę rozbawienia i przejść do jakichkolwiek wyjaśnień. Jednak zanim cokolwiek powiedział wziął ze stołu butelkę, w której niewiele już zostało i podszedł do okna. Spoglądał na błonia, tak bardzo tęsknił za tym widokiem, który od wielu lat pozostawał taki sam. Wspomnienie dzieciństwa, przyjaciół... Szybko wyrzucił z siebie wszelkie tęsknoty i odwrócił się do chłopców. Zaśmiał się. Dalej wpatrywali się w niego z otwartymi ustami.
         - Mogę was zapewnić, że z tym co było w tej butelce wszystko w porządku. Chociaż masz rację, Zabini. Daje kopa! - Mówiąc to znowu wybuchnął śmiechem ale tym razem szybko się opanował. - W każdym razie... dobrze cię znowu widzieć Draco. - Tym razem na jego twarzy zagościł szczery uśmiech. Patrzył na blondyna i liczył, że ten w końcu się do niego odezwie.
         - Nie wierzę. Przecież ty nie żyjesz! Przecież ciotka... ale... jak to?!
         - A tak to! Jak widzisz żyję i mam się całkiem dobrze! W tej chwili nawet lepiej niż ty. Ogarnij się Draco! Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.
         - Smoku, czy mi się wydaję czy właśnie rozmawiasz ze swoim zmarłym wujem? - Tym razem odezwał się Blaise, który już nie wiedział jak ma reagować i w końcu zaczął wszystko obracać w żart. Tak... to całkiem w jego stylu.
    Draco ciągle wstrząśnięty całą sytuacją nie umiał zebrać się i toczyć dalszą dyskusję z żadnym z tu obecnych. Bez słowa wstał i ruszył w stronę swojego dormitorium. Blaise razem z nowym towarzyszem popatrzyli na siebie ze zdziwieniem. Po niespełna pięciu minutach drzwi pokoju otworzyły się i zobaczyli blondyna, który z mokrymi włosami i ciągłym niedowierzaniem spojrzał na mężczyznę. Niepewnym krokiem zbliżył się do niego aż w końcu na jego ustach pojawił się cień uśmiechu.
         - Syriusz...
         - We własnej osobie! - Black odwzajemnił uśmiech młodego Malfoy'a i poklepał go przyjaźnie po plecach. - No młody... nie powiem, poprawiłeś mi dzisiaj humor swoją miną. Aż się popłakałem z tego śmiechu!
         - Ale co ty tu robisz? I czemu ty żyjesz?! - Draco usiadł na kanapie a w jego głowie wiło się coraz więcej pytań. Od wielu lat nie rozmawiał ze swoim wujem bo został wydziedziczony z rodziny ale jego śmierć nie była mu obojętna. Teraz widząc jego rozbawienie poczuł, że odzyskał coś co stracił już w dzieciństwie – osobę, która jako jedyna nie wpajała mu tych nudnych, arystokratycznych zwyczajów i tradycji rodu. Ulga... Tak, to teraz naprawdę czuł.
         - Czy ty myślisz, że byłem taki głupi żeby dać się zabić mojej prymitywnej kuzynce? - Na twarzy Syriusza kolejny raz zagościł drwiący uśmiech. Widząc, że Draco otwiera usta żeby coś powiedzieć natychmiast mu przerwał. - Poczekaj. Zaraz wszystko wyjaśnię. No więc... cała ta akcja w Ministerstwie była tak jakby zaaranżowana. Tak naprawdę było tam dwóch Syriuszy, jeden prawdziwy i jeden, którego udawał mój stary znajomy – Pollux. Dumbledore spodziewał się, że w końcu Voldemort wykorzysta więź, która łączyła go z Harry'm i podsunie mu fałszywe wydarzenia, no a wtedy ja ruszę mu z pomocą. Wymyślił więc, że będę działał w ukryciu a gdy przyjdzie potrzeba, Pollux wypije eliksir wielosokowy i zmyli wszystkich fałszywym Syriuszem. Niestety... zginął. - Jego twarz przybrała wyraz smutku. To co zdarzyło się później, bolało go najbardziej. - To było straszne widząc Harry'ego w takim stanie. Miałem się nim opiekować a tymczasem on cierpiał z powodu utraty kolejnej osoby... Nie mogłem nic zrobić, musiałem się ukryć aż do zakończenia wojny.
    Draco razem z Blaise'm patrzyli na niego ze zdumieniem. Nie spodziewali się tego. Ale nie powiedział im wszystkiego, Malfoy'a ciekawiła jeszcze jedna sprawa.
         - Kiedy wróciłeś? I dlaczego Potter niczego nie powiedział?
         - On niczego nie wie. Wróciłem niecałą godzinę temu.
         - Co?! - Draco razem z Blaise'm wstali i krzyknęli równocześnie. - Odkąd go spotkałeś tylko on się dla ciebie liczył, widziałeś jak cierpi gdy umarłeś... a raczej nie umarłeś. W każdym razie jesteś jedynym jego bliskim a zamiast do niego przyszedłeś tutaj? Jaki to ma sens?
         - Bo widzisz Draco, on już mnie nie potrzebuje... Natomiast ty tak. - W jego ciemnych oczach zabłysły dziwne iskierki co spowodowało dziwny dreszcz u blondyna. O czym on mówi? I dlaczego sądzi, że on kogoś potrzebuje bardziej niż Potter, który za niedługo wyrusza w niebezpieczną podróż? Spojrzał na przyjaciela ale ten tylko wzruszył ramionami.
         - Jeśli chodzi ci o mojego ojca to...
         - Nie, Lucjusz już ci nie zagraża. Jestem pewny, że dość długo posiedzi w Azkabanie. - Syriusz spojrzał prosto w zimne tęczówki Draco i już wiedział, że ten domyśla się o co mu chodzi ale próbuje to ukryć. Cały Malfoy! - Chodzi mi o twoją matkę. No i… pewną bardzo zdolną, ładną, odważną, nie zasługującą na cierpienie... Mam mówić dalej?
         - Nie, wystarczy. - Blaise próbował stłumić śmiech. Draco posłał mu groźne spojrzenie i próbował jakoś ominąć ten temat aż w końcu dotarły do niego wszystkie słowa Syriusza. - Co z moją matką?
         - Spokojnie! Nic jej nie jest ale ktoś musi się nią zaopiekować, rozumiesz? Jest w rozsypce a kiedy Lucka ze... - Syriusz przerwał widząc rozbawionego Blaise'a i dziwny wyraz twarzy młodego Malfoy'a. - Wybacz, kiedy LUCJUSZA ześlą do Azkabanu, zostanie całkiem sama. Nie, posłuchaj. Ty nie możesz zostawić szkoły, dlatego to jest także powód mojego powrotu właśnie teraz. Pomogę jej, w końcu to moja kuzynka... Nie wiem czy się ucieszy z mojego towarzystwa ale nie zaszkodzi spróbować, prawda?
         - Dziękuję. - Draco odetchnął z ulgą wiedząc, że jego matka nie będzie sama dopóki on nie skończy szkoły.
         - No ale dość tych pogawędek. - Malfoy ucieszył się, że nie poruszyli tematu Hermiony. Nie spodziewał się jednak, że jego wuj niedawno stał się mistrzem legilimencji... - No, nie ciesz się tak. Jeszcze o tym porozmawiamy! Swoją drogą, ciekawe macie wspomnienia.
    Blaise oczywiście jak to on, nie powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem. Draco patrzył z niedowierzaniem na swojego wuja, który stał już przy drzwiach i szczerze się uśmiechał.
         - Zmieniłeś się Draco... Na lepsze. A teraz wybaczcie... muszę trochę postraszyć mojego chrześniaka!
    Cały pokój wypełnił głośny śmiech ale Syriusza już nie było. Draco oprzytomniał i uderzył swojego przyjaciela prosto w głowę i opadł bezwładnie na kanapę. Wyczarował kolejną butelkę Ognistej i nie zważając na brak szklanek, upił z niej sporą ilość płynu, który natychmiast rozpłynął się po jego ciele zostawiając po sobie przyjemne ciepło. Nie miał siły nawet pomyśleć o tym co wydarzyło się przed chwilą. Poczuł dziwną ochotę zobaczyć minę Wybrańca gdy zobaczy swojego „zmarłego” ojca chrzestnego. Na jego twarz wkradł się uśmiech. Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę... To jego jako pierwszego odwiedził Syriusz. To do niego przyszedł mimo tego, że cała rodzina Malfoy'ów już dawno się od niego odcięła. Nie zapomniał jednak o wspomnieniach z dzieciństwa kiedy to uciekał potajemnie do Syriusza i spędzał najwspanialsze chwile w swoim życiu. Tylko on dawał mu to czego nie doznał w swoim domu – ojcowską miłość. Nikt nigdy nie domyślił się, że Draco spędza całe dnie u swojego wuja, ponieważ wszyscy myśleli, że Syriusz przebywa w Azkabanie. No tak! Jak mógł się nie domyślić? W końcu kto jak kto ale Syriusz był mistrzem przekrętów i skoro wymknął się z więzienia to upozorowanie własnej śmierci nie było dla niego niczym trudnym.
         - Smoku, ja nie wiem co o tym myśleć ale powiem ci, że zawsze lubiłem tego twojego wuja, a to jego wielkie wejście... szacun! - Draco dopiero teraz przypomniał sobie o obecności Blaise'a. No tak, gdy tylko go poznał to razem wymykali się do Syriusza. Mają takie samo poczucie humoru, jakby mogli się nie lubić?
         - Blaise, jak zaraz nie wyjdziesz, będę zmuszony drugi raz ci przywalić. - Blondyn wstał i podążał prosto do swojego dormitorium.
         - Draco...
         - Co?
         - Hermiona... Przecież ona zaraz tu będzie a mieliśmy się zastanowić jak przywrócić jej pamięć.
         - Wybacz Diable, ale mój wuj właśnie przyczynił się do tego, że pierwszy raz w całym moim życiu byłem naprawdę przerażony... nie mam nawet siły żeby o tym rozmawiać. - Widząc, że jego przyjaciel nie daje za wygraną, zatrzymał się i odwrócił w jego stronę. - Jutro coś wymyślę. A teraz idź już i uwolnij Granger od Pansy bo wydaje mi się, że na zwykłej rozmowie się nie skończyło. - Draco widząc przerażoną minę przyjaciela tylko się uśmiechnął. - Jak sobie nie poradzisz z Granger, wyślij mi patronusa.



    Pansy siedziała przy stole domu węża i obserwowała nielubianą przez siebie Gryfonkę. Nie miała wyjścia, obiecała Blaise'owi, że ją zatrzyma ale nie wiedziała jak to zrobić. Do 19 jeszcze daleko a Hermiona już wstawała od stołu. Nie może za nią tak po prostu pójść... Odruchowo wyszukiwała kogoś przy stole Gryfonów kto mógłby jej pomóc i jej wzrok zatrzymał się na pewnym przystojnym chłopaku z równoległej klasy. No tak, McLaggen! Czym prędzej wyczarowała kawałek pergaminu i napisała na nim kilka słów po czym dyskretnie posłała go do Cormaca.
    Przy stole Gryfonów zostało niewiele osób. McLaggen, do którego właśnie dotarł tajemniczy list, rozglądał się po Sali w celu odnalezienia nadawcy. Nie znalazł nikogo kto by go właśnie obserwował więc czym prędzej rozwinął papier i zobaczył nieznajome pochyłe pismo.

                                  Wyjdź za mną z Sali, musimy porozmawiać. H.G.
   
    Nie miał wątpliwości, tylko jedna znana mu osoba miała takie inicjały. Szybko spojrzał na Gryfonkę i zobaczył, że wychodzi już z Sali więc czym prędzej wstał i poszedł za nią. Gdy zobaczył, że zmierza do Wieży, postanowił zrobić jej niespodziankę i schował się w pustej klasie, obok której będzie przechodzić.
Niczego nieświadoma Hermiona w skupieniu zmierzała do swojego pokoju. Zastanawiała się nad tym, jak będą przebiegać ich zajęcia wyrównawcze. Chciała wszystko dokładnie zaplanować i podzielić obowiązki równo ze ślizgonem. Nie była pewna czy się zgodzi ale to nie był już jej problem, sama wszystkiego robić nie będzie. Skręcała już w stronę schodów gdy nagle ktoś z całej siły pociągnął ją w tył zakrywając jej przy tym usta ręką. Serce biło jej jak szalone, tym razem czuła, że to nie jest dobrze znany jej blondyn ale ktoś inny. Ktoś kto nie trzymał jej delikatnie ale mocno i pewnie.
         - Spokojnie to tylko ja. - Poczuła jak uścisk się zmniejsza i po chwili już była wolna. Odwróciła się do „nieznajomego” i zamarła.
         - Cormac? Czego chcesz?
         - Chciałaś porozmawiać, więc? - Chłopak uśmiechnął się i kolejny raz objął Gryfonkę, tym razem nie miał zamiaru jej puszczać.
         - Co?! Nie miałam zamiaru z tobą rozmawiać. Puść mnie! - Hermiona próbowała się wyrwać ale to na nic, uścisk był coraz mocniejszy. Ledwo włożyła swoją rękę do kieszeni i zacisła palce na różdżce. Nie chciała tego robić ale nie miała wyjścia, w tym momencie cieszyła się, że opanowała zaklęcia niewerbalne. Skierowała różdżkę na nieświadomego chłopaka, który już po chwili leżał nieruchomo na podłodze.



         - Co on sobie myśli? Poszedł sobie odpoczywać a ja muszę pilnować jego panny! No dobra, może to moja wina... Ale powinien ruszyć ten swój arystokratyczny tyłek i mi pomóc! - Blaise całą drogę z Wieży narzekał na swojego przyjaciela. Zszedł już ze schodów gdy usłyszał krzyki Hermiony dobiegające z klasy obok. - No nie! One się pozabijają!
        - To masz za to, że nie potrafisz trzymać rąk przy sobie! - Wściekła Hermiona zostawiła nieprzytomnego McLaggena i wybiegła z klasy. Zatrzymała się nagle widząc na ziemi Blaise'a trzymającego się za głowę. Szybko zdała sobie sprawę z tego co zaszło, musiała go uderzyć drzwiami jak wychodziła. - Blaise! Wybacz, nie chciałam!
         - Ał... - Zabini pocierał sobie czoło i patrzył zbolałym wzrokiem na Hermionę. Właśnie chciał wyczarować patronusa i posłać go Malfoy'owi ale przypomniał sobie, że on wcale nie umie tego zrobić. - Co za debil! Wyczaruj patronusa! A niech go licho!
     Gryfonka patrzyła na niego ze zdziwieniem, wystraszyła się, że to uderzenie było zbyt mocne i ślizgon teraz majaczy.
         - Blaise... jakiego patronusa, o czym ty...
         - O czym ja mówię?! Zapytaj się swojego współlokatora a nie mnie! - Zabini próbował wstać ale natychmiast zakręciło mu się w głowie, więc Hermiona szybko do niego podeszła i wyczarowała krzesło, na którym mógł usiąść. Była przerażona tym wszystkim, już kolejny raz uderzyła kogoś drzwiami. - Nic mi nie jest, mam tylko prośbę... Wyczaruj tego cholernego patronusa i wyślij go do tego debila!
         - Blaise ty majaczysz... Zaprowadzę cię do pani Pomfrey i ona...
         - Ja majaczę?! I nigdzie nie pójdę póki nie uduszę tego tlenionego palanta! Ał... - Na jego czole pojawił się całkiem spory guz. - Proszę, zrób to.
     Hermiona nie miała innego wyjścia. Wyciągnęła swoją różdżkę i skierowała ją w stronę schodów. Już po chwili wyłoniła się z niej srebrna mgła, która przemieniła się w lśniącą wydrę.
         - Hermiona... - Dziewczyna spojrzała na ślizgona z jeszcze większym przerażeniem. Nie spodziewała się, że zwróci się do niej po imieniu. - Powiedz mi, że nie zabiłaś Pansy.
         - CO?!
         - Słyszałem jak się kłóciliście w tej klasie. Zresztą gdzie ona jest?
         - Blaise! Na merlina, musisz w tej chwili iść do skrzydła szpitalnego bo mówisz same głupoty! Czemu miałabym zabijać Parkinson?!
         - To jej nie było w tej klasie? - Blaise spojrzał w stronę otwartych drzwi ze zdziwieniem.
         - Jasne, że nie! A ty z czego się śmiejesz Malfoy?!
    Blaise odwrócił się i zobaczył za sobą swojego przyjaciela, który z rozbawieniem na twarzy opierał się o ścianę i patrzył prosto na Gryfonkę.
         - Twoja wydra, Granger, nie dawała mi spokoju. - Blondyn podszedł bliżej i tym razem spojrzał na swojego przyjaciela. Widząc jego minę ledwo powstrzymywał się od śmiechu. - Kto ci tak przywalił Blaise? No nie mów mi, że Granger!
        - Nie zrobiłam tego specjalnie! I to wcale nie jest śmieszne! On coś majaczy, że zabiłam Pansy!
    Malfoy słysząc to nie mógł się powstrzymać i wybuchnął śmiechem. Jednak widząc mordercze spojrzenie przyjaciela natychmiast się opanował. Hermiona podeszła do Blaise'a i wyczarowała lód, który od razu mu podała. Draco próbował ocenić co się stało i rozglądał się wokół siebie. Zobaczył otwarte drzwi zaraz za nim i uśmiechnął się drwiąco.
         - No no Granger. Mówiłem ci tyle razy żebyś uważała kiedy otwierasz drzwi.
    Zabini ciągle był wściekły na swojego przyjaciela i już chciał się odezwać ale Hermiona dała mu znać żeby się uspokoił.
         - To nie moja wina Malfoy, to przez Cormaca. - Westchnęła widząc zdziwienie na twarzy blondyna i postanowiła wyjaśnić co się stało. - Zaczaił się w tej klasie i... wciągnął mnie do niej. Nie chciał puścić więc musiałam go jakoś... no obezwładnić. Byłam wściekła i wybiegłam na korytarz.
         - I wtedy to coś na moim czole zaczęło swój żywot. - Blaise przyłożył lód jeszcze mocniej i zaczął się zastanawiać jak się tego pozbędzie.
    Draco stał i patrzył to na Hermionę to na przyjaciela z dziwnym wyrazem twarzy. Cormac. Teraz w jego głowie przewijały się wspomnienia z szóstej klasy. Przecież oni ze sobą chodzili. Odwrócił się i zajrzał do klasy. McLaggen leżał na ziemi i nawet nie drgnął. No tak, z Granger nie warto zaczynać. Ten widok poprawił mu humor.
         - No Diable, chyba musisz odwiedzić skrzydło szpitalne. Ale ja bym się cieszył, jesteś w lepszej sytuacji niż McLaggen. - Malfoy zaśmiał się i podszedł do Gryfonki obejmując ją w pasie. Zdziwiona Hermiona nawet się nie poruszyła, nie chciała się wyrywać chociaż jej rozum kazał jej natychmiast przerwać tą dziwną sytuację. - No Granger, muszę zapamiętać żeby ci się nie narażać.
         - Malfoy, już wystarczająco mi się naraziłeś przez te sześć lat, dlatego będzie dla ciebie lepiej jak zabierzesz te ręce. - Hermiona posłała mu groźne spojrzenie ale nawet to nie podziałało więc tylko głośno westchnęła. Nie miała siły teraz się z nim dogadywać.
         - Ekhem, ja tu ciągle jestem i... jakbyście nie wiedzieli to cierpię. - Draco przewrócił teatralnie oczami i pomógł wstać przyjacielowi. Całą trójką poszli w stronę skrzydła szpitalnego.

sobota, 17 sierpnia 2013

14. Tajemnice pana Blaise'a

W pokoju wspólnym Slytherinu było prawie pusto. Wszyscy korzystali z ostatniej ciepłej soboty w tym roku. Tylko niejaki Blaise Zabini siedział na kanapie i w spokoju analizował Proroka Codziennego. Już po raz setny skończył czytać artykuł o Malfoy Manor gdy spostrzegł, że obok niego dosiada się Pansy.
- Gdzie się podział Draco? Nigdzie go nie ma, nawet w jego dormitorium.
- Skąd wiesz? Przecież nie można tam wejść bez zgody. - Blaise popatrzył na przyjaciółkę i zobaczył, że jest wyraźne czymś zmartwiona.
- Potter tam był i wysłał patronusa, nikt nie odpowiedział.
- Smok jest nad jeziorem. - Zabini powiedział jakby od niechcenia i wrócił do czytania gazety. Miał nadzieję, że Parkinson nie będzie się już o nic pytać.
- I nie jest sam, prawda? Jest z nią?
- O kim ty mówisz, Pan? - natychmiast odwrócił wzrok i spojrzał na dziewczynę.
- Granger! Wiem, że to o niej mówiliście podczas śniadania. Diable nie jestem głupia! Jak możecie przede mną to ukrywać! Jak ON może to przede mną ukrywać?! Jak może się zadawać z tą...
- Uspokój się i nie kończ tego, Pansy.
- CO?! A właśnie, że dokończę! Jak może się zadawać z tą szlamą i nic mi o tym nie wspomnieć!
Pansy była wściekła a spokój Blaise jeszcze bardziej wyprowadzał ją z równowagi. Nie mogła uwierzyć, że jej najbliżsi przyjaciele mieli przed nią tajemnice i w dodatku ukrywają coś związanego z tą szlamą. Zabini obawiając się kolejnego wybuchu złości Parkinson wstał i podszedł do zaczarowanego okna, które właśnie pokazywało błonia. Mimo, że zgrywał spokojnego i niewzruszonego całą sytuacją, w jego głowie przewijało się wiele pytań, na które nie znał albo nie chciał znać odpowiedzi. Tyle lat musiał okłamywać swoich przyjaciół, tyle lat musiał udawać kogoś innego. Wiedział, że w końcu musi powiedzieć prawdę. Pansy przestała się odzywać a to znaczy, że się uspokoiła. Spojrzał na zegar, było po 17, za chwilę kolacja. Na błoniach ciągle było pełno uczniów mimo, że robiło się coraz chłodniej. Wypatrywał wzrokiem blond czupryny swojego przyjaciela i już po chwili zobaczył jak wychodzi z Zakazanego Lasu razem z Gryfonką. Szli objęci, szczęśliwi...
- Rzecz w tym, Pan, że ona wcale nie jest szlamą. - Blaise zostawił zdziwioną dziewczynę i wyszedł z pokoju wspólnego. Teraz liczyło się tylko jedno: powiedzieć prawdę i wyjaśnić.


- A pamiętasz czwartą klasę? - Gryfonka skręcała się ze śmiechu gdy spojrzała na zbolałą minę arystokraty.
- To najgorsze wspomnienie, przeklęty Moody i jego kary!
- Przesadzasz, nie najgorsza była z ciebie fretka, Malfoy. To twoje lśniące futerko... no, no! Ciekawe co by było gdyby tak cię przefarbować na rudy?
- Granger, grabisz sobie. - Malfoy próbował przybrać groźny i ostrzegawczy ton ale nie potrafił. Nikomu nigdy nie pozwolił na wspominanie o jego przemianie w fretkę a teraz... widząc rozbawienie na twarzy pewnej brunetki aż sam się lekko uśmiechnął. Nie chcąc więcej poruszać niewygodnych dla niego tematów, objął ją ramieniem i nie zwracając uwagi na przeszywające ich spojrzenia innych uczniów poprowadził ją prosto do zamku.
- Smoku! Poczekaj! - Draco odwrócił się i zobaczył za sobą biegnącego w jego stronę Blaise'a.
- Co jest Diable?
- Musimy pogadać.
- No to przyjdź do mnie po kolacji.
- Nie! Musimy pogadać teraz, to ważne.
Malfoy zatrzymał się i spojrzał ze zdziwieniem na przyjaciela. Nie pamięta kiedy widział go w takim stanie. Zawsze był spokojny i opanowany, żartował z każdego problemu a teraz aż trzęsie się ze złości. Hermiona obserwując całe to zdarzenie postanowiła, że nie będzie się wtrącać i poszła w stronę Wielkiej Sali.
- Blaise, co się stało?
- Nie tutaj, chodźmy do twojego dormitorium.
- Stary, przerażasz mnie. Pierwszy raz widzę cię takiego poważnego.
- Nie przyzwyczajaj się, za chwilę mnie znienawidzisz.
- CO?!
Blaise się nie odzywał. Zmierzał w stronę wieży a smok posłusznie szedł za nim. Chciał trafić tam jak najszybciej, musiał mu wszystko wyjaśnić póki nie będzie tam Hermiony. Tuż przed schodami zatrzymał się i spojrzał na przyjaciela. Zaskoczony Draco posłał mu pytające spojrzenie ale nie uzyskał żadnego wyjaśnienia.
- Draco, czy na twoje dormitorium można rzucić zaklęcie?
- Co? Po co chcesz rzu...
- Malfoy! Chodzi mi o zaklęcie wyciszające!
- Nie, ale przecież Granger jest na kolacji, pewnie wróci za jakąś godzinę...
- To za mało.
- Na Merlina! Co ty wyprawiasz Diable?!
- Potrzebna mi Pansy.
- Człowieku, zlituj się i mów o co ci chodzi bo za chwilę wyjdę z siebie i mówię całkiem poważnie. - Draco oparł się o ścianę i nie miał zamiaru się nigdzie ruszać.
- Nie wyjdziesz, jesteś za bardzo szczęśliwy. A teraz chodź bo rzucę w ciebie Imperiusem!
Blaise wrócił do Wielkiej Sali a zdziwiony Draco poszedł za nim. Zamiast jednak obserwować co robi Diabeł, jego wzrok powędrował do stołu Gryffindoru. Była zajęta rozmową z Potterem, uśmiechała się.
- ... i postaraj się aby nie wróciła przed 19. Proszę cię, Pan, to bardzo ważne i wytłumaczę ci wszystko jak tylko wrócę.
Blondyn nie zauważył kiedy obok nich pojawiła się Parkinson, ale nie zdążył o nic zapytać bo Zabini szybko pociągnął go za sobą i kolejny raz zmierzali do Wschodniej Wieży. Gdy byli już w środku pokoju wspólnego prefektów, Blaise usiadł na kanapie i wyczarował Ognistą i dwie szklanki. Draco usiadł obok niego patrząc na wszystko ze zdziwieniem. Nie wiedział nawet co powiedzieć, czekał aż przyjaciel wyjaśni mu o co chodzi albo chociaż powie, że to był tylko głupi żart. Nie mógł znieść tej dziwnej atmosfery.
- Smoku musisz o czymś wiedzieć. Tylko obiecaj, że pozwolisz mi to wszystko wyjaśnić i nikomu nic nie powiesz. Mogę liczyć na ciebie ten ostatni raz?
- Albo mówisz mi natychmiast o co ci chodzi albo wyrzucę cię przez okno.
- Chodzi o Hermionę.
- CO?! Chyba nie...
- Uspokój się i usiądź! Nie, nie zakochałem się w niej, nie ukradnę ci jej i nic jej złego nie grozi.
- To o co tu do cholery chodzi?!
- O to, że ona nie jest szlamą. Nie, Smoku, tu nie chodzi o nazywanie jej "szlamą", tu chodzi o to, że ona nią nie jest!
- Blaise, dobrze się czujesz? Już dawno ustaliliśmy, że nie jest szlamą więc nie wiem w czym problem.
- ONA NIE JEST SZLAMĄ! Ona jest czarownicą półkrwi!
Zabini odłożył swoją szklankę i zastanawiał się jak ma mu to wyjaśnić. Z Malfoy'a opadła cała złość, zostało zdziwienie. Patrzył na swojego przyjaciela jak na wariata.
- Diable, o czym ty...
- Ona jest półkrwi. Nie nazywa się Granger, odkąd skończyła dziesięć lat była w rodzinie zastępczej u mugoli.
- Albo to jest jakiś kolejny twój głupi żart albo na prawdę zwariowałeś, Blaise. - Draco wstał i zmierzał do swojego dormitorium, nie chciał dalej słuchać tych głupot, które wymyślił jego przyjaciel.
- Ja nie żartuję.
- No to wychodzi na to, że zwariowałeś.
- Słuchaj Draco, jeżeli chcesz wedrzyj mi się w umysł. No co? Przecież potrafisz używać legilimencji.
- Legilimencja nie pokaże mi czy mówisz prawdę.
- Ale pokaże ci moje wspomnienia związane z Hermioną.
Malfoy wstał jak wryty. Jakie on mógł mieć wspomnienia z Granger? Nie, to jest niemożliwe...
- Usiądź i wysłuchaj mnie a jeżeli mi nie uwierzysz... użyj legilimencji. Ale pierwsze pozwól mi wyjaśnić.
- Ale... jakie... z Granger... - mętlik w jego głowie nie pozwolił mu zadać konkretnego pytania. Usiadł i wbił wzrok w Blaise'a.
- Nie Smoku, nie byłem z Granger jeżeli o to ci chodzi. - Kąciki jego ust powędrowały w górę. - Ja się z nią wychowywałem. Nie przerywaj mi! Jak skończę, sam zdecydujesz czy mi uwierzyć na słowo. Mój ojciec, ten biologiczny, zmarł jak miałem dwa lata. Trzy lata po jego śmierci matka związała się z facetem o imieniu Adrien Larousse, był francuzem i wdowcem. Przeprowadził się do nas razem ze swoją pięcioletnią córką. Był jedynym mężem mojej matki, którego traktowałem jak prawdziwego ojca. Mamie odpowiadał tylko dlatego, że był bogaty i przystojny... ale on ją kochał i traktował mnie jak swojego własnego syna. Byliśmy rodziną... jego córka była dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałem. Przez całe pięć lat była dla mnie całym światem. Kiedy Adrien umarł, moja matka wymazała jej pamięć i oddała do mugolskiego sierocińca. - Blaise przerwał, na jego twarzy widać było przygnębienie i ból. - To był najgorszy dzień w moim życiu. Nie chciałem jej tracić ale nic nie mogłem zrobić. Odeszła. Matka kazała mi o niej zapomnieć ale wiedziała, że spotkamy się za rok w Hogwarcie. Powiedziała, że mam trzymać to w tajemnicy bo inaczej mi także wymaże pamięć. Przez sześć lat udawałem jej wroga, raniłem ją i okłamywałem. Okłamywałem też was...
Draco, tą dziewczyną byłą Hermiona... Hermiona Larousse.
Zapadło milczenie. Draco wpatrywał się w kominek, musiał to wszystko przemyśleć.
- Użyj legilimencji, Draco. Nawet jeżeli mi wierzysz zrób to. Nie chcę byś kiedykolwiek miał wątpliwości.
- Ale...
- Zrób to.
Malfoy zastanawiał się przez chwilę aż w końcu wyciągnął swoją różdzkę i skierował ją na Blase'a.
- Legilimens!
Wszystko toczyło się zbyt szybko. Każde wspomnienie Diabła przewijało się przed jego twarzą jak jakiś film. Zobaczył ich pierwszą podróż do Hogwartu. Zaraz potem pojawiło się wspomnienie, w którym Blaise dołączył do drużyny Slytherinu. Jego pierwszy lot na miotle. Wspólne święta z matką i Ministrem Magii. Kolejne treningi quidditcha. Pocałunek z Weasley. Tiara przy... Zaraz co?! On się całował z Weasley?! No nie! To co zobaczył później wywołało u niego znajomy dreszcz. Mała dziewczynka z burzą brązowych loków lepiła bałwana. Zaraz obok niej pojawił się jakiś dorosły mężczyzna i... Blaise. Obraz się zamazał i zrobiło się ciemno. Był w jakimś pomieszczeniu. Znowu zobaczył dziewczynkę wyglądającą jak Granger. Płakała i przytulała się do czarnoskórego chłopca. "Nie zostawiaj mnie Blaise". Wszystko znikło.
- Teraz masz już dowód Draco.
-  Nie wierzę... nie wierzę w to, że całe sześć lat nazywałem ją szlamą, nienawidziłem ją za jej pochodzenie. Przez sześć lat robiłem wszystko żeby cierpiała!
- Robiłem to samo Smoku, żałuję tego ale nie cofniemy czasu.
- Dlaczego mi to mówisz? Dlaczego akurat teraz zdecydowałeś się przyznać?!
- Wydaje mi się, że ona będzie mieć duży wpływ na twoje życie a ty na jej.
- O czym ty mówisz?
- Wkrótce się przekonasz, mam taką nadzieję. Ale musisz mi pomóc. Trzeba jej przywrócić pamięć.
Kolejny raz cisza wypełniła pokój wspólny. Blaise dolał sobie Ognistej i spojrzał w okno gdy nagle drzwi otwarły się z hukiem. Obaj jak na wezwanie spojrzeli w tamtym kierunku i zamarli.
- Komu chcecie przywrócić pamięć?

:)