wtorek, 27 sierpnia 2013

15. Niespodziewana wizyta

    W pokoju zapanowała cisza. Przez chwilę ślizgoni mieli wrażenie, że mają jakieś omamy albo ktoś wyciął im głupi żart. Blaise zerkał nerwowo na swoją szklankę a potem na butelkę. Zastanawiał się czy to aby na pewno Ognista Whisky a nie czasami jakiś eliksir o nieznanym mu działaniu. Gdy w końcu przeniósł swój wzrok na przyjaciela poczuł w jakimś stopniu ulgę – nie tylko on widział to czego nie powinno być. Blondyn wpatrywał się z otwartymi ustami w przybysza, którego najwyraźniej bawiła obecna sytuacja.
         - Macie miny jakbyście zobaczyli Snape'a w piżamie! - Czarnowłosy mężczyzna nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Spodziewał się takiej reakcji ale mimo to coraz bardziej rozbawiała go ta sytuacja. - Dowiem się komu chcecie przywrócić pamięć czy mam tu wrócić jak trochę ochłoniecie? Chociaż nie, zostanę i się ugoszczę... co wy na to?
    Blaise zaczął przecierać oczy, miał nadzieję że ten obraz zniknie ale im dłużej to robił, wszystko stawało się coraz bardziej rzeczywiste. Niespodziewany przybysz jednym machnięciem różdżki wyczarował sobie fotel i wygodnie się w nim usadowił. Na jego twarzy cały czas gościł drwiący uśmiech a jego oczy krążyły po całym Pokoju Wspólnym Prefektów. Widocznie czekał aż któryś ze ślizgonów się odezwie.
         - Stary, nie wiem co było w tej butelce... - Zabini kolejny raz spojrzał na butelkę Ognistej. - … ale mówię ci, daje niezłego kopa bo chyba widzę... kogoś kogo nie ma.
         - Blaise, nigdy więcej z tobą nie piję. - Malfoy nie spuszczał wzroku z siedzącej przed nim sylwetki mężczyzny, którego tak dobrze znał. Co dziwniejsze, w jego głowie była pustka. Nie zastanawiał się nad tym dziwnym zjawiskiem... Nie przeszło mu nawet przez myśl, że to co widzi jest całkiem realne.
Mijała minuta za minutą. Mężczyzna nadal z trudem powstrzymywał się od śmiechu. Myślał tylko o tym, że warto było „umrzeć” dla takiego widoku. Wiedział, że będzie musiał przerwać tą wspaniałą dla niego chwilę rozbawienia i przejść do jakichkolwiek wyjaśnień. Jednak zanim cokolwiek powiedział wziął ze stołu butelkę, w której niewiele już zostało i podszedł do okna. Spoglądał na błonia, tak bardzo tęsknił za tym widokiem, który od wielu lat pozostawał taki sam. Wspomnienie dzieciństwa, przyjaciół... Szybko wyrzucił z siebie wszelkie tęsknoty i odwrócił się do chłopców. Zaśmiał się. Dalej wpatrywali się w niego z otwartymi ustami.
         - Mogę was zapewnić, że z tym co było w tej butelce wszystko w porządku. Chociaż masz rację, Zabini. Daje kopa! - Mówiąc to znowu wybuchnął śmiechem ale tym razem szybko się opanował. - W każdym razie... dobrze cię znowu widzieć Draco. - Tym razem na jego twarzy zagościł szczery uśmiech. Patrzył na blondyna i liczył, że ten w końcu się do niego odezwie.
         - Nie wierzę. Przecież ty nie żyjesz! Przecież ciotka... ale... jak to?!
         - A tak to! Jak widzisz żyję i mam się całkiem dobrze! W tej chwili nawet lepiej niż ty. Ogarnij się Draco! Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.
         - Smoku, czy mi się wydaję czy właśnie rozmawiasz ze swoim zmarłym wujem? - Tym razem odezwał się Blaise, który już nie wiedział jak ma reagować i w końcu zaczął wszystko obracać w żart. Tak... to całkiem w jego stylu.
    Draco ciągle wstrząśnięty całą sytuacją nie umiał zebrać się i toczyć dalszą dyskusję z żadnym z tu obecnych. Bez słowa wstał i ruszył w stronę swojego dormitorium. Blaise razem z nowym towarzyszem popatrzyli na siebie ze zdziwieniem. Po niespełna pięciu minutach drzwi pokoju otworzyły się i zobaczyli blondyna, który z mokrymi włosami i ciągłym niedowierzaniem spojrzał na mężczyznę. Niepewnym krokiem zbliżył się do niego aż w końcu na jego ustach pojawił się cień uśmiechu.
         - Syriusz...
         - We własnej osobie! - Black odwzajemnił uśmiech młodego Malfoy'a i poklepał go przyjaźnie po plecach. - No młody... nie powiem, poprawiłeś mi dzisiaj humor swoją miną. Aż się popłakałem z tego śmiechu!
         - Ale co ty tu robisz? I czemu ty żyjesz?! - Draco usiadł na kanapie a w jego głowie wiło się coraz więcej pytań. Od wielu lat nie rozmawiał ze swoim wujem bo został wydziedziczony z rodziny ale jego śmierć nie była mu obojętna. Teraz widząc jego rozbawienie poczuł, że odzyskał coś co stracił już w dzieciństwie – osobę, która jako jedyna nie wpajała mu tych nudnych, arystokratycznych zwyczajów i tradycji rodu. Ulga... Tak, to teraz naprawdę czuł.
         - Czy ty myślisz, że byłem taki głupi żeby dać się zabić mojej prymitywnej kuzynce? - Na twarzy Syriusza kolejny raz zagościł drwiący uśmiech. Widząc, że Draco otwiera usta żeby coś powiedzieć natychmiast mu przerwał. - Poczekaj. Zaraz wszystko wyjaśnię. No więc... cała ta akcja w Ministerstwie była tak jakby zaaranżowana. Tak naprawdę było tam dwóch Syriuszy, jeden prawdziwy i jeden, którego udawał mój stary znajomy – Pollux. Dumbledore spodziewał się, że w końcu Voldemort wykorzysta więź, która łączyła go z Harry'm i podsunie mu fałszywe wydarzenia, no a wtedy ja ruszę mu z pomocą. Wymyślił więc, że będę działał w ukryciu a gdy przyjdzie potrzeba, Pollux wypije eliksir wielosokowy i zmyli wszystkich fałszywym Syriuszem. Niestety... zginął. - Jego twarz przybrała wyraz smutku. To co zdarzyło się później, bolało go najbardziej. - To było straszne widząc Harry'ego w takim stanie. Miałem się nim opiekować a tymczasem on cierpiał z powodu utraty kolejnej osoby... Nie mogłem nic zrobić, musiałem się ukryć aż do zakończenia wojny.
    Draco razem z Blaise'm patrzyli na niego ze zdumieniem. Nie spodziewali się tego. Ale nie powiedział im wszystkiego, Malfoy'a ciekawiła jeszcze jedna sprawa.
         - Kiedy wróciłeś? I dlaczego Potter niczego nie powiedział?
         - On niczego nie wie. Wróciłem niecałą godzinę temu.
         - Co?! - Draco razem z Blaise'm wstali i krzyknęli równocześnie. - Odkąd go spotkałeś tylko on się dla ciebie liczył, widziałeś jak cierpi gdy umarłeś... a raczej nie umarłeś. W każdym razie jesteś jedynym jego bliskim a zamiast do niego przyszedłeś tutaj? Jaki to ma sens?
         - Bo widzisz Draco, on już mnie nie potrzebuje... Natomiast ty tak. - W jego ciemnych oczach zabłysły dziwne iskierki co spowodowało dziwny dreszcz u blondyna. O czym on mówi? I dlaczego sądzi, że on kogoś potrzebuje bardziej niż Potter, który za niedługo wyrusza w niebezpieczną podróż? Spojrzał na przyjaciela ale ten tylko wzruszył ramionami.
         - Jeśli chodzi ci o mojego ojca to...
         - Nie, Lucjusz już ci nie zagraża. Jestem pewny, że dość długo posiedzi w Azkabanie. - Syriusz spojrzał prosto w zimne tęczówki Draco i już wiedział, że ten domyśla się o co mu chodzi ale próbuje to ukryć. Cały Malfoy! - Chodzi mi o twoją matkę. No i… pewną bardzo zdolną, ładną, odważną, nie zasługującą na cierpienie... Mam mówić dalej?
         - Nie, wystarczy. - Blaise próbował stłumić śmiech. Draco posłał mu groźne spojrzenie i próbował jakoś ominąć ten temat aż w końcu dotarły do niego wszystkie słowa Syriusza. - Co z moją matką?
         - Spokojnie! Nic jej nie jest ale ktoś musi się nią zaopiekować, rozumiesz? Jest w rozsypce a kiedy Lucka ze... - Syriusz przerwał widząc rozbawionego Blaise'a i dziwny wyraz twarzy młodego Malfoy'a. - Wybacz, kiedy LUCJUSZA ześlą do Azkabanu, zostanie całkiem sama. Nie, posłuchaj. Ty nie możesz zostawić szkoły, dlatego to jest także powód mojego powrotu właśnie teraz. Pomogę jej, w końcu to moja kuzynka... Nie wiem czy się ucieszy z mojego towarzystwa ale nie zaszkodzi spróbować, prawda?
         - Dziękuję. - Draco odetchnął z ulgą wiedząc, że jego matka nie będzie sama dopóki on nie skończy szkoły.
         - No ale dość tych pogawędek. - Malfoy ucieszył się, że nie poruszyli tematu Hermiony. Nie spodziewał się jednak, że jego wuj niedawno stał się mistrzem legilimencji... - No, nie ciesz się tak. Jeszcze o tym porozmawiamy! Swoją drogą, ciekawe macie wspomnienia.
    Blaise oczywiście jak to on, nie powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem. Draco patrzył z niedowierzaniem na swojego wuja, który stał już przy drzwiach i szczerze się uśmiechał.
         - Zmieniłeś się Draco... Na lepsze. A teraz wybaczcie... muszę trochę postraszyć mojego chrześniaka!
    Cały pokój wypełnił głośny śmiech ale Syriusza już nie było. Draco oprzytomniał i uderzył swojego przyjaciela prosto w głowę i opadł bezwładnie na kanapę. Wyczarował kolejną butelkę Ognistej i nie zważając na brak szklanek, upił z niej sporą ilość płynu, który natychmiast rozpłynął się po jego ciele zostawiając po sobie przyjemne ciepło. Nie miał siły nawet pomyśleć o tym co wydarzyło się przed chwilą. Poczuł dziwną ochotę zobaczyć minę Wybrańca gdy zobaczy swojego „zmarłego” ojca chrzestnego. Na jego twarz wkradł się uśmiech. Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę... To jego jako pierwszego odwiedził Syriusz. To do niego przyszedł mimo tego, że cała rodzina Malfoy'ów już dawno się od niego odcięła. Nie zapomniał jednak o wspomnieniach z dzieciństwa kiedy to uciekał potajemnie do Syriusza i spędzał najwspanialsze chwile w swoim życiu. Tylko on dawał mu to czego nie doznał w swoim domu – ojcowską miłość. Nikt nigdy nie domyślił się, że Draco spędza całe dnie u swojego wuja, ponieważ wszyscy myśleli, że Syriusz przebywa w Azkabanie. No tak! Jak mógł się nie domyślić? W końcu kto jak kto ale Syriusz był mistrzem przekrętów i skoro wymknął się z więzienia to upozorowanie własnej śmierci nie było dla niego niczym trudnym.
         - Smoku, ja nie wiem co o tym myśleć ale powiem ci, że zawsze lubiłem tego twojego wuja, a to jego wielkie wejście... szacun! - Draco dopiero teraz przypomniał sobie o obecności Blaise'a. No tak, gdy tylko go poznał to razem wymykali się do Syriusza. Mają takie samo poczucie humoru, jakby mogli się nie lubić?
         - Blaise, jak zaraz nie wyjdziesz, będę zmuszony drugi raz ci przywalić. - Blondyn wstał i podążał prosto do swojego dormitorium.
         - Draco...
         - Co?
         - Hermiona... Przecież ona zaraz tu będzie a mieliśmy się zastanowić jak przywrócić jej pamięć.
         - Wybacz Diable, ale mój wuj właśnie przyczynił się do tego, że pierwszy raz w całym moim życiu byłem naprawdę przerażony... nie mam nawet siły żeby o tym rozmawiać. - Widząc, że jego przyjaciel nie daje za wygraną, zatrzymał się i odwrócił w jego stronę. - Jutro coś wymyślę. A teraz idź już i uwolnij Granger od Pansy bo wydaje mi się, że na zwykłej rozmowie się nie skończyło. - Draco widząc przerażoną minę przyjaciela tylko się uśmiechnął. - Jak sobie nie poradzisz z Granger, wyślij mi patronusa.



    Pansy siedziała przy stole domu węża i obserwowała nielubianą przez siebie Gryfonkę. Nie miała wyjścia, obiecała Blaise'owi, że ją zatrzyma ale nie wiedziała jak to zrobić. Do 19 jeszcze daleko a Hermiona już wstawała od stołu. Nie może za nią tak po prostu pójść... Odruchowo wyszukiwała kogoś przy stole Gryfonów kto mógłby jej pomóc i jej wzrok zatrzymał się na pewnym przystojnym chłopaku z równoległej klasy. No tak, McLaggen! Czym prędzej wyczarowała kawałek pergaminu i napisała na nim kilka słów po czym dyskretnie posłała go do Cormaca.
    Przy stole Gryfonów zostało niewiele osób. McLaggen, do którego właśnie dotarł tajemniczy list, rozglądał się po Sali w celu odnalezienia nadawcy. Nie znalazł nikogo kto by go właśnie obserwował więc czym prędzej rozwinął papier i zobaczył nieznajome pochyłe pismo.

                                  Wyjdź za mną z Sali, musimy porozmawiać. H.G.
   
    Nie miał wątpliwości, tylko jedna znana mu osoba miała takie inicjały. Szybko spojrzał na Gryfonkę i zobaczył, że wychodzi już z Sali więc czym prędzej wstał i poszedł za nią. Gdy zobaczył, że zmierza do Wieży, postanowił zrobić jej niespodziankę i schował się w pustej klasie, obok której będzie przechodzić.
Niczego nieświadoma Hermiona w skupieniu zmierzała do swojego pokoju. Zastanawiała się nad tym, jak będą przebiegać ich zajęcia wyrównawcze. Chciała wszystko dokładnie zaplanować i podzielić obowiązki równo ze ślizgonem. Nie była pewna czy się zgodzi ale to nie był już jej problem, sama wszystkiego robić nie będzie. Skręcała już w stronę schodów gdy nagle ktoś z całej siły pociągnął ją w tył zakrywając jej przy tym usta ręką. Serce biło jej jak szalone, tym razem czuła, że to nie jest dobrze znany jej blondyn ale ktoś inny. Ktoś kto nie trzymał jej delikatnie ale mocno i pewnie.
         - Spokojnie to tylko ja. - Poczuła jak uścisk się zmniejsza i po chwili już była wolna. Odwróciła się do „nieznajomego” i zamarła.
         - Cormac? Czego chcesz?
         - Chciałaś porozmawiać, więc? - Chłopak uśmiechnął się i kolejny raz objął Gryfonkę, tym razem nie miał zamiaru jej puszczać.
         - Co?! Nie miałam zamiaru z tobą rozmawiać. Puść mnie! - Hermiona próbowała się wyrwać ale to na nic, uścisk był coraz mocniejszy. Ledwo włożyła swoją rękę do kieszeni i zacisła palce na różdżce. Nie chciała tego robić ale nie miała wyjścia, w tym momencie cieszyła się, że opanowała zaklęcia niewerbalne. Skierowała różdżkę na nieświadomego chłopaka, który już po chwili leżał nieruchomo na podłodze.



         - Co on sobie myśli? Poszedł sobie odpoczywać a ja muszę pilnować jego panny! No dobra, może to moja wina... Ale powinien ruszyć ten swój arystokratyczny tyłek i mi pomóc! - Blaise całą drogę z Wieży narzekał na swojego przyjaciela. Zszedł już ze schodów gdy usłyszał krzyki Hermiony dobiegające z klasy obok. - No nie! One się pozabijają!
        - To masz za to, że nie potrafisz trzymać rąk przy sobie! - Wściekła Hermiona zostawiła nieprzytomnego McLaggena i wybiegła z klasy. Zatrzymała się nagle widząc na ziemi Blaise'a trzymającego się za głowę. Szybko zdała sobie sprawę z tego co zaszło, musiała go uderzyć drzwiami jak wychodziła. - Blaise! Wybacz, nie chciałam!
         - Ał... - Zabini pocierał sobie czoło i patrzył zbolałym wzrokiem na Hermionę. Właśnie chciał wyczarować patronusa i posłać go Malfoy'owi ale przypomniał sobie, że on wcale nie umie tego zrobić. - Co za debil! Wyczaruj patronusa! A niech go licho!
     Gryfonka patrzyła na niego ze zdziwieniem, wystraszyła się, że to uderzenie było zbyt mocne i ślizgon teraz majaczy.
         - Blaise... jakiego patronusa, o czym ty...
         - O czym ja mówię?! Zapytaj się swojego współlokatora a nie mnie! - Zabini próbował wstać ale natychmiast zakręciło mu się w głowie, więc Hermiona szybko do niego podeszła i wyczarowała krzesło, na którym mógł usiąść. Była przerażona tym wszystkim, już kolejny raz uderzyła kogoś drzwiami. - Nic mi nie jest, mam tylko prośbę... Wyczaruj tego cholernego patronusa i wyślij go do tego debila!
         - Blaise ty majaczysz... Zaprowadzę cię do pani Pomfrey i ona...
         - Ja majaczę?! I nigdzie nie pójdę póki nie uduszę tego tlenionego palanta! Ał... - Na jego czole pojawił się całkiem spory guz. - Proszę, zrób to.
     Hermiona nie miała innego wyjścia. Wyciągnęła swoją różdżkę i skierowała ją w stronę schodów. Już po chwili wyłoniła się z niej srebrna mgła, która przemieniła się w lśniącą wydrę.
         - Hermiona... - Dziewczyna spojrzała na ślizgona z jeszcze większym przerażeniem. Nie spodziewała się, że zwróci się do niej po imieniu. - Powiedz mi, że nie zabiłaś Pansy.
         - CO?!
         - Słyszałem jak się kłóciliście w tej klasie. Zresztą gdzie ona jest?
         - Blaise! Na merlina, musisz w tej chwili iść do skrzydła szpitalnego bo mówisz same głupoty! Czemu miałabym zabijać Parkinson?!
         - To jej nie było w tej klasie? - Blaise spojrzał w stronę otwartych drzwi ze zdziwieniem.
         - Jasne, że nie! A ty z czego się śmiejesz Malfoy?!
    Blaise odwrócił się i zobaczył za sobą swojego przyjaciela, który z rozbawieniem na twarzy opierał się o ścianę i patrzył prosto na Gryfonkę.
         - Twoja wydra, Granger, nie dawała mi spokoju. - Blondyn podszedł bliżej i tym razem spojrzał na swojego przyjaciela. Widząc jego minę ledwo powstrzymywał się od śmiechu. - Kto ci tak przywalił Blaise? No nie mów mi, że Granger!
        - Nie zrobiłam tego specjalnie! I to wcale nie jest śmieszne! On coś majaczy, że zabiłam Pansy!
    Malfoy słysząc to nie mógł się powstrzymać i wybuchnął śmiechem. Jednak widząc mordercze spojrzenie przyjaciela natychmiast się opanował. Hermiona podeszła do Blaise'a i wyczarowała lód, który od razu mu podała. Draco próbował ocenić co się stało i rozglądał się wokół siebie. Zobaczył otwarte drzwi zaraz za nim i uśmiechnął się drwiąco.
         - No no Granger. Mówiłem ci tyle razy żebyś uważała kiedy otwierasz drzwi.
    Zabini ciągle był wściekły na swojego przyjaciela i już chciał się odezwać ale Hermiona dała mu znać żeby się uspokoił.
         - To nie moja wina Malfoy, to przez Cormaca. - Westchnęła widząc zdziwienie na twarzy blondyna i postanowiła wyjaśnić co się stało. - Zaczaił się w tej klasie i... wciągnął mnie do niej. Nie chciał puścić więc musiałam go jakoś... no obezwładnić. Byłam wściekła i wybiegłam na korytarz.
         - I wtedy to coś na moim czole zaczęło swój żywot. - Blaise przyłożył lód jeszcze mocniej i zaczął się zastanawiać jak się tego pozbędzie.
    Draco stał i patrzył to na Hermionę to na przyjaciela z dziwnym wyrazem twarzy. Cormac. Teraz w jego głowie przewijały się wspomnienia z szóstej klasy. Przecież oni ze sobą chodzili. Odwrócił się i zajrzał do klasy. McLaggen leżał na ziemi i nawet nie drgnął. No tak, z Granger nie warto zaczynać. Ten widok poprawił mu humor.
         - No Diable, chyba musisz odwiedzić skrzydło szpitalne. Ale ja bym się cieszył, jesteś w lepszej sytuacji niż McLaggen. - Malfoy zaśmiał się i podszedł do Gryfonki obejmując ją w pasie. Zdziwiona Hermiona nawet się nie poruszyła, nie chciała się wyrywać chociaż jej rozum kazał jej natychmiast przerwać tą dziwną sytuację. - No Granger, muszę zapamiętać żeby ci się nie narażać.
         - Malfoy, już wystarczająco mi się naraziłeś przez te sześć lat, dlatego będzie dla ciebie lepiej jak zabierzesz te ręce. - Hermiona posłała mu groźne spojrzenie ale nawet to nie podziałało więc tylko głośno westchnęła. Nie miała siły teraz się z nim dogadywać.
         - Ekhem, ja tu ciągle jestem i... jakbyście nie wiedzieli to cierpię. - Draco przewrócił teatralnie oczami i pomógł wstać przyjacielowi. Całą trójką poszli w stronę skrzydła szpitalnego.

sobota, 17 sierpnia 2013

14. Tajemnice pana Blaise'a

W pokoju wspólnym Slytherinu było prawie pusto. Wszyscy korzystali z ostatniej ciepłej soboty w tym roku. Tylko niejaki Blaise Zabini siedział na kanapie i w spokoju analizował Proroka Codziennego. Już po raz setny skończył czytać artykuł o Malfoy Manor gdy spostrzegł, że obok niego dosiada się Pansy.
- Gdzie się podział Draco? Nigdzie go nie ma, nawet w jego dormitorium.
- Skąd wiesz? Przecież nie można tam wejść bez zgody. - Blaise popatrzył na przyjaciółkę i zobaczył, że jest wyraźne czymś zmartwiona.
- Potter tam był i wysłał patronusa, nikt nie odpowiedział.
- Smok jest nad jeziorem. - Zabini powiedział jakby od niechcenia i wrócił do czytania gazety. Miał nadzieję, że Parkinson nie będzie się już o nic pytać.
- I nie jest sam, prawda? Jest z nią?
- O kim ty mówisz, Pan? - natychmiast odwrócił wzrok i spojrzał na dziewczynę.
- Granger! Wiem, że to o niej mówiliście podczas śniadania. Diable nie jestem głupia! Jak możecie przede mną to ukrywać! Jak ON może to przede mną ukrywać?! Jak może się zadawać z tą...
- Uspokój się i nie kończ tego, Pansy.
- CO?! A właśnie, że dokończę! Jak może się zadawać z tą szlamą i nic mi o tym nie wspomnieć!
Pansy była wściekła a spokój Blaise jeszcze bardziej wyprowadzał ją z równowagi. Nie mogła uwierzyć, że jej najbliżsi przyjaciele mieli przed nią tajemnice i w dodatku ukrywają coś związanego z tą szlamą. Zabini obawiając się kolejnego wybuchu złości Parkinson wstał i podszedł do zaczarowanego okna, które właśnie pokazywało błonia. Mimo, że zgrywał spokojnego i niewzruszonego całą sytuacją, w jego głowie przewijało się wiele pytań, na które nie znał albo nie chciał znać odpowiedzi. Tyle lat musiał okłamywać swoich przyjaciół, tyle lat musiał udawać kogoś innego. Wiedział, że w końcu musi powiedzieć prawdę. Pansy przestała się odzywać a to znaczy, że się uspokoiła. Spojrzał na zegar, było po 17, za chwilę kolacja. Na błoniach ciągle było pełno uczniów mimo, że robiło się coraz chłodniej. Wypatrywał wzrokiem blond czupryny swojego przyjaciela i już po chwili zobaczył jak wychodzi z Zakazanego Lasu razem z Gryfonką. Szli objęci, szczęśliwi...
- Rzecz w tym, Pan, że ona wcale nie jest szlamą. - Blaise zostawił zdziwioną dziewczynę i wyszedł z pokoju wspólnego. Teraz liczyło się tylko jedno: powiedzieć prawdę i wyjaśnić.


- A pamiętasz czwartą klasę? - Gryfonka skręcała się ze śmiechu gdy spojrzała na zbolałą minę arystokraty.
- To najgorsze wspomnienie, przeklęty Moody i jego kary!
- Przesadzasz, nie najgorsza była z ciebie fretka, Malfoy. To twoje lśniące futerko... no, no! Ciekawe co by było gdyby tak cię przefarbować na rudy?
- Granger, grabisz sobie. - Malfoy próbował przybrać groźny i ostrzegawczy ton ale nie potrafił. Nikomu nigdy nie pozwolił na wspominanie o jego przemianie w fretkę a teraz... widząc rozbawienie na twarzy pewnej brunetki aż sam się lekko uśmiechnął. Nie chcąc więcej poruszać niewygodnych dla niego tematów, objął ją ramieniem i nie zwracając uwagi na przeszywające ich spojrzenia innych uczniów poprowadził ją prosto do zamku.
- Smoku! Poczekaj! - Draco odwrócił się i zobaczył za sobą biegnącego w jego stronę Blaise'a.
- Co jest Diable?
- Musimy pogadać.
- No to przyjdź do mnie po kolacji.
- Nie! Musimy pogadać teraz, to ważne.
Malfoy zatrzymał się i spojrzał ze zdziwieniem na przyjaciela. Nie pamięta kiedy widział go w takim stanie. Zawsze był spokojny i opanowany, żartował z każdego problemu a teraz aż trzęsie się ze złości. Hermiona obserwując całe to zdarzenie postanowiła, że nie będzie się wtrącać i poszła w stronę Wielkiej Sali.
- Blaise, co się stało?
- Nie tutaj, chodźmy do twojego dormitorium.
- Stary, przerażasz mnie. Pierwszy raz widzę cię takiego poważnego.
- Nie przyzwyczajaj się, za chwilę mnie znienawidzisz.
- CO?!
Blaise się nie odzywał. Zmierzał w stronę wieży a smok posłusznie szedł za nim. Chciał trafić tam jak najszybciej, musiał mu wszystko wyjaśnić póki nie będzie tam Hermiony. Tuż przed schodami zatrzymał się i spojrzał na przyjaciela. Zaskoczony Draco posłał mu pytające spojrzenie ale nie uzyskał żadnego wyjaśnienia.
- Draco, czy na twoje dormitorium można rzucić zaklęcie?
- Co? Po co chcesz rzu...
- Malfoy! Chodzi mi o zaklęcie wyciszające!
- Nie, ale przecież Granger jest na kolacji, pewnie wróci za jakąś godzinę...
- To za mało.
- Na Merlina! Co ty wyprawiasz Diable?!
- Potrzebna mi Pansy.
- Człowieku, zlituj się i mów o co ci chodzi bo za chwilę wyjdę z siebie i mówię całkiem poważnie. - Draco oparł się o ścianę i nie miał zamiaru się nigdzie ruszać.
- Nie wyjdziesz, jesteś za bardzo szczęśliwy. A teraz chodź bo rzucę w ciebie Imperiusem!
Blaise wrócił do Wielkiej Sali a zdziwiony Draco poszedł za nim. Zamiast jednak obserwować co robi Diabeł, jego wzrok powędrował do stołu Gryffindoru. Była zajęta rozmową z Potterem, uśmiechała się.
- ... i postaraj się aby nie wróciła przed 19. Proszę cię, Pan, to bardzo ważne i wytłumaczę ci wszystko jak tylko wrócę.
Blondyn nie zauważył kiedy obok nich pojawiła się Parkinson, ale nie zdążył o nic zapytać bo Zabini szybko pociągnął go za sobą i kolejny raz zmierzali do Wschodniej Wieży. Gdy byli już w środku pokoju wspólnego prefektów, Blaise usiadł na kanapie i wyczarował Ognistą i dwie szklanki. Draco usiadł obok niego patrząc na wszystko ze zdziwieniem. Nie wiedział nawet co powiedzieć, czekał aż przyjaciel wyjaśni mu o co chodzi albo chociaż powie, że to był tylko głupi żart. Nie mógł znieść tej dziwnej atmosfery.
- Smoku musisz o czymś wiedzieć. Tylko obiecaj, że pozwolisz mi to wszystko wyjaśnić i nikomu nic nie powiesz. Mogę liczyć na ciebie ten ostatni raz?
- Albo mówisz mi natychmiast o co ci chodzi albo wyrzucę cię przez okno.
- Chodzi o Hermionę.
- CO?! Chyba nie...
- Uspokój się i usiądź! Nie, nie zakochałem się w niej, nie ukradnę ci jej i nic jej złego nie grozi.
- To o co tu do cholery chodzi?!
- O to, że ona nie jest szlamą. Nie, Smoku, tu nie chodzi o nazywanie jej "szlamą", tu chodzi o to, że ona nią nie jest!
- Blaise, dobrze się czujesz? Już dawno ustaliliśmy, że nie jest szlamą więc nie wiem w czym problem.
- ONA NIE JEST SZLAMĄ! Ona jest czarownicą półkrwi!
Zabini odłożył swoją szklankę i zastanawiał się jak ma mu to wyjaśnić. Z Malfoy'a opadła cała złość, zostało zdziwienie. Patrzył na swojego przyjaciela jak na wariata.
- Diable, o czym ty...
- Ona jest półkrwi. Nie nazywa się Granger, odkąd skończyła dziesięć lat była w rodzinie zastępczej u mugoli.
- Albo to jest jakiś kolejny twój głupi żart albo na prawdę zwariowałeś, Blaise. - Draco wstał i zmierzał do swojego dormitorium, nie chciał dalej słuchać tych głupot, które wymyślił jego przyjaciel.
- Ja nie żartuję.
- No to wychodzi na to, że zwariowałeś.
- Słuchaj Draco, jeżeli chcesz wedrzyj mi się w umysł. No co? Przecież potrafisz używać legilimencji.
- Legilimencja nie pokaże mi czy mówisz prawdę.
- Ale pokaże ci moje wspomnienia związane z Hermioną.
Malfoy wstał jak wryty. Jakie on mógł mieć wspomnienia z Granger? Nie, to jest niemożliwe...
- Usiądź i wysłuchaj mnie a jeżeli mi nie uwierzysz... użyj legilimencji. Ale pierwsze pozwól mi wyjaśnić.
- Ale... jakie... z Granger... - mętlik w jego głowie nie pozwolił mu zadać konkretnego pytania. Usiadł i wbił wzrok w Blaise'a.
- Nie Smoku, nie byłem z Granger jeżeli o to ci chodzi. - Kąciki jego ust powędrowały w górę. - Ja się z nią wychowywałem. Nie przerywaj mi! Jak skończę, sam zdecydujesz czy mi uwierzyć na słowo. Mój ojciec, ten biologiczny, zmarł jak miałem dwa lata. Trzy lata po jego śmierci matka związała się z facetem o imieniu Adrien Larousse, był francuzem i wdowcem. Przeprowadził się do nas razem ze swoją pięcioletnią córką. Był jedynym mężem mojej matki, którego traktowałem jak prawdziwego ojca. Mamie odpowiadał tylko dlatego, że był bogaty i przystojny... ale on ją kochał i traktował mnie jak swojego własnego syna. Byliśmy rodziną... jego córka była dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałem. Przez całe pięć lat była dla mnie całym światem. Kiedy Adrien umarł, moja matka wymazała jej pamięć i oddała do mugolskiego sierocińca. - Blaise przerwał, na jego twarzy widać było przygnębienie i ból. - To był najgorszy dzień w moim życiu. Nie chciałem jej tracić ale nic nie mogłem zrobić. Odeszła. Matka kazała mi o niej zapomnieć ale wiedziała, że spotkamy się za rok w Hogwarcie. Powiedziała, że mam trzymać to w tajemnicy bo inaczej mi także wymaże pamięć. Przez sześć lat udawałem jej wroga, raniłem ją i okłamywałem. Okłamywałem też was...
Draco, tą dziewczyną byłą Hermiona... Hermiona Larousse.
Zapadło milczenie. Draco wpatrywał się w kominek, musiał to wszystko przemyśleć.
- Użyj legilimencji, Draco. Nawet jeżeli mi wierzysz zrób to. Nie chcę byś kiedykolwiek miał wątpliwości.
- Ale...
- Zrób to.
Malfoy zastanawiał się przez chwilę aż w końcu wyciągnął swoją różdzkę i skierował ją na Blase'a.
- Legilimens!
Wszystko toczyło się zbyt szybko. Każde wspomnienie Diabła przewijało się przed jego twarzą jak jakiś film. Zobaczył ich pierwszą podróż do Hogwartu. Zaraz potem pojawiło się wspomnienie, w którym Blaise dołączył do drużyny Slytherinu. Jego pierwszy lot na miotle. Wspólne święta z matką i Ministrem Magii. Kolejne treningi quidditcha. Pocałunek z Weasley. Tiara przy... Zaraz co?! On się całował z Weasley?! No nie! To co zobaczył później wywołało u niego znajomy dreszcz. Mała dziewczynka z burzą brązowych loków lepiła bałwana. Zaraz obok niej pojawił się jakiś dorosły mężczyzna i... Blaise. Obraz się zamazał i zrobiło się ciemno. Był w jakimś pomieszczeniu. Znowu zobaczył dziewczynkę wyglądającą jak Granger. Płakała i przytulała się do czarnoskórego chłopca. "Nie zostawiaj mnie Blaise". Wszystko znikło.
- Teraz masz już dowód Draco.
-  Nie wierzę... nie wierzę w to, że całe sześć lat nazywałem ją szlamą, nienawidziłem ją za jej pochodzenie. Przez sześć lat robiłem wszystko żeby cierpiała!
- Robiłem to samo Smoku, żałuję tego ale nie cofniemy czasu.
- Dlaczego mi to mówisz? Dlaczego akurat teraz zdecydowałeś się przyznać?!
- Wydaje mi się, że ona będzie mieć duży wpływ na twoje życie a ty na jej.
- O czym ty mówisz?
- Wkrótce się przekonasz, mam taką nadzieję. Ale musisz mi pomóc. Trzeba jej przywrócić pamięć.
Kolejny raz cisza wypełniła pokój wspólny. Blaise dolał sobie Ognistej i spojrzał w okno gdy nagle drzwi otwarły się z hukiem. Obaj jak na wezwanie spojrzeli w tamtym kierunku i zamarli.
- Komu chcecie przywrócić pamięć?

czwartek, 25 lipca 2013

13. Powrót do przeszłości

- Harry? Co ty tutaj robisz? Jest już późno. - Rudowłosa zauważyła swojego chłopaka siedzącego w pokoju wspólnym gryfonów z kuflem kremowego piwa w ręce.
- Nie mogłem zasnąć. Ty też powinnaś już być w łóżku, szukałaś mnie?
Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Spojrzała na Harry'ego a z jej oczu spływały łzy, podeszła do chłopaka i mocno się w niego wtuliła.
- Harry, czy ten wyjazd jest konieczny?
- Niestety tak. - Wybraniec delikatnie uniósł podbródek swojej dziewczyny tak aby spojrzała na niego. - Ginny, obiecuję ci, że wrócę jak najszybciej.
- Ale Harry! Co jeśli...
- Ciii. Nic mi nie będzie. - Chłopak przytulił ją do siebie jeszcze mocniej. - Wyjeżdżam dopiero po świętach a teraz mamy inny problem na głowie.
- O czym ty mówisz? - Ginny spojrzała na niego i zobaczyła delikatny uśmiech na jego twarzy.
- Nie o czym, ale o kim. Krum tutaj jest.
- Co?! Ale Hermiona i on... no to się porobiło.
- Nie martw się mam już plan. Trzeba będzie tylko trzymać słynnego Wiktora z daleka od Hermiony a tym bardziej od naszego jakże sławnego Ślizgona.



 Sobota. Dzień uwielbiany przez wszystkich uczniów Hogwartu, no... może poza Hermioną. Zapowiadało się słonecznie mimo tego, że zaczął się już październik. Pewna Gryfonka obudziła się w swoim prywatnym dormitorium wyjątkowo wcześnie. Do śniadania zostały dwie godziny więc postanowiła wziąć długą i odprężającą kąpiel. Zabezpieczyła łazienkę zaklęciami wyciszającymi i od razu pogrążyła się w myślach. Przypomniała sobie wczorajszy wieczór i  poczuła dziwne ukłucie w sercu. Tyle problemów ich czeka w tym ostatnim roku. Harry wyjeżdża zaraz po świętach i ciągle nie dowiedziała się dlaczego. Bała się o niego, był dla niej jak brat. Może za bardzo panikuje? W końcu to tylko miesiąc i na pewno ciężej będzie znosić to Ginny, przy której będzie musiała być jak najczęściej. Postanowiła jednak, że będzie się tym zastanawiać dopiero po rozmowie z Harry'm. Kolejną osobą, która zajmowała jej myśli był Ron. Nie miała pojęcia co zrobić. Przeprosić i spróbować się pogodzić czy po prostu go zignorować? Nie. On był jej przyjacielem, chłopakiem. Nie wyszło im ale łączyła ich wieloletnia przyjaźń i wiedziała, że będzie żałować jeżeli nie spróbuje chociaż z nim porozmawiać. A co z Krumem? Kolejny problem. Prawda była taka, że to co ich kiedyś łączyło nie ma teraz żadnego znaczenia. Ona go nawet nie kochała, była mu wdzięczna za to, że jako pierwszy zauważył w niej piękną dziewczynę. Jej pierwsze uczucie było wywołane przez Rona jednak i to nie można było nazwać prawdziwą miłością. Zawsze marzyła o kimś kto wywoła na jej twarzy uśmiech za każdym razem gdy o nim pomyśli. Ktoś kto do prowadzi do tego, że będzie zasypiała i budziła się z jego imieniem na ustach, sprawi że poczuje się wyjątkowa i każdym dotykiem wywoła u niej te przysłowiowe "motylki w brzuchu". Ale zaraz... czy tego właśnie nie robi niejaki Ślizgon? No właśnie, ostatni z jej problemów to Draco. Jego zaręczyny, ojciec, tajemnice. No i ten jego pewny siebie uśmiech. Czy ona coś do niego czuje? Czy to możliwe, że całe sześć lat nienawiści poszło w zapomnienie? Nie! Nie całkiem. Ale choćby chciała to nie uwolni się od niego, przecież mają tyle wspólnych obowiązków. No właśnie, obowiązki! W poniedziałek zaczynają się pierwsze lekcje wyrównawcze a oni o tym zapomnieli! Hermiona czym prędzej ubrała się i pobiegła do Wielkiej Sali z nadzieją odnalezienia Malfoy'a gdzieś po drodze.


Draco zmierzał powoli na śniadanie. W głowie miał tylko mętlik związany przede wszystkim z jego ojcem i zaręczynami. Wiedział, że nie zrobi tego co mu kazano ale obawia się konsekwencji. Gdy wszedł do Wielkiej Sali spojrzał na stół Gryfonów. Nigdzie nie ujrzał burzy brązowych loków i usiadł na swoim miejscu obok Blaise'a i Pansy.
- Widzę Smoku, ze się nie wyspałeś. No... załatwiliście wczoraj to COŚ? - Czarnoskóry chłopak powstrzymywał się od śmiechu widząc zmęczoną twarz i groźne spojrzenie przyjaciela. Nie uszło to uwadze pannie Parkinson, która patrzyła się to na Smoka to na Diabła i wyczekiwała od nich jakichkolwiek wyjaśnień.
- Zabini, jeszcze jedno słowo a cię zabiję.
- No co ty Smoku! Chcesz zabić jedynego świadka? - Blaise już nie wytrzymał i wybuchnął głośnym śmiechem zwracając na siebie uwagę połowy Ślizgonów.
- O czym wy mówicie? - W końcu odezwała się Pansy.
- No bo widzisz Pan. - Diabeł objął ramieniem przyjaciółkę i zrobił najbardziej poważną minę jaką potrafił. - Nasz Smoczek widocznie znalazł sobie nowy obiekt zainteresowań.
- Nic nowego. - Parkinson przewróciła oczami i zrzuciła rękę Blaise'a. Była chyba jedyną dziewczyną w Slytherinie, która nie wzdychała na widok boskiego Dracona Malfoy'a. Od zawsze był jej przyjacielem tak samo jak Zabini i nigdy nie spojrzała na nich jako "obiekty pożądania".  - No, która tym razem się na tobie uwiesiła Draco?
Blondyn spojrzał na przyjaciela z chęcią mordu i ostrzeżeniem, że ma siedzieć cicho na co Diabeł tylko wzruszył ramionami. Dziewczyna widząc ich dziwne zachowanie tylko westchnęła zrezygnowana.
- Dobra. Może i wolę nie wiedzieć. Mam tylko nadzieję, że to nie któraś z Greengrass bo osobiście dorzucę ci jakiegoś świństwa do soku, Draco.
Zabini kolejny raz tłumił w sobie śmiech a Draco posłał Pansy uśmiech, który miał wyrażać wdzięczność że nie wypytywała się już o nic. Do końca śniadania Blaise zajmował ich swoimi opowieściami i nikt już nie poruszył tematu dziwnego zachowania blondyna. Sam przestał już o tym myśleć i zajął się sprzeczką z Diabłem. Gdy chciał już wstać i wrócić do swojego dormitorium odruchowo spojrzał na Gryfonów. Granger. Nieświadomie wpatrywał się w to jak jest pochłonięta rozmową z rudą przyjaciółką. Na jej twarzy widać było szeroki uśmiech co poprawiło mu humor. Mógłby ją tak obserwować cały dzień ale coś mu zakłóciło ten wspaniały widok.
- Smoku! Wróć na ziemie stary! - Blaise kiwał ręką przed jego twarzą.
- Co? Blaise przecież cię słucham.
- No tak, pytałem właśnie jakie masz plany na dzisiaj a ty gapisz się w jeden punkt jak zahipnotyzowany. - Zabini spojrzał w stronę, w którą jeszcze chwilę temu wpatrywał się Malfoy i tylko pokiwał głową z lekkim uśmiechem na ustach. - Wiesz, bo jeszcze pomyślę że chcesz się przenieść do szlachetnych Gryfiaków. - Zabini spoważniał i zaczął mówić oficjalnym tonem naśladując starą Tiarę Przydziału. - Tak, Draco Malfoy. Jedyny syn Lucjusza i Narcyzy, arystokrata z szanującego się rodu czystej krwi. Obiekt westchnień większości Hogwarckich dziewczyn, łamacz serc, przyjaciel boskiego i zabójczo przystojnego Blaise'a Zabini...
- Człowieku, bo ci jeszcze ego za bardzo podskoczy. - Draco miał już dość wygłupów swojego przyjaciela i zaczął zbierać się do wyjścia gdy do Wielkiej Sali wpadła setka sów z nową pocztą. Niechętnie usiadł na miejscu i czekał na swoją płomykówkę.
Pansy przyglądała się całemu temu zdarzeniu i była w szoku. Dobrze wiedziała gdzie zapatrzył się jej przyjaciel. Nie mogła tego zrozumieć, jakim cudem patrzył się na szlamę Granger? Niemożliwe, że aż tak się zmienił. No ale przynajmniej to nie była żadna z Greengrass...
Draco spojrzał na pierwszą stronę Proroka Codziennego i poczuł jak ogarnia go niepokój.


JEDNA Z NAJBARDZIEJ SZANOWANYCH RODZIN CZYSTEJ KRWI PODEJRZANA O MORDERSTWO

Jak donosi nasza wspaniała reporterka - Rita Skeeter, wczorajszego wieczoru doszło do tragedii. Niedaleko dworku Malfoy Manor ( patrz str. 15 ) znaleziono ciało mugolskiego mężczyzny. Wszystko wskazuje na to, że ktoś rzucił na niego zaklęcie niewybaczalne. Jedyny świadek tego wydarzenia, którego imienia nie możemy zdradzić doniósł Ministerstwu Magii, że wie kim był morderca. Podejrzany czeka na wyrok, który wyda Wizengamot już we wtorek. Według naszych źródeł winny za ten czyn jest nie kto inny jak członek szanującego się do wielu lat rodu czystej krwi - Lucjusz Malfoy, były śmierciożerca i Przewodniczący Rady Nadzorczej Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. 


Wszyscy uczniowie po przeczytaniu artykułu spojrzeli na Draco. Blaise i Pansy z niepokojem czekali na jego reakcję. Blondyn wyglądał na nieobecnego i wpatrywał się ślepo w artykuł, zastanawiał się.
- No to się porobiło. - Blaise chciał przerwać tą niezręczną ciszę a Pansy już chciała coś powiedzieć aby dodać otuchy przyjacielowi ale zrezygnowała widząc jego zachowanie. Draco Malfoy, w którego wszyscy uczniowie domu węża wpatrywali się z osłupieniem uśmiechnął się i wstał od stołu.
- Wiesz co Pansy, wydaje mi się że on ostatnio zaczął coś brać bo zachowuje się co najmniej dziwnie. - Zabini patrzył jak jego przyjaciel pewnym krokiem wychodzi z Sali a chwilę potem to samo robi pewna Gryfonka.



Hermiona była zajęta rozmową z Ginny, która bez przerwy nawijała o zbliżającym się balu. Razem obmyślały jaki będzie jego temat przewodni gdy nagle uwagę brunetki przykuł przeszywający ją wzrok Malfoy'a. Pochlebiało jej to ale i zaczynało niepokoić. Nie miała wiele czasu aby o tym rozmyślać bo w Wielkiej Sali zrobił się hałas spowodowany chmarą sów. Szybko pochwyciła jeden egzemplarz Proroka Codziennego i zaczęła czytać. Przeszył ją dziwny dreszcz i nieświadomie spojrzała na stół Ślizgonów. Widziała skupienie na jego twarzy, które po chwili zamieniło się w uśmiech. Gdy zobaczyła, że Malfoy wstaje i wychodzi z Sali bez wahania zrobiła to samo.
- Miona gdzie idziesz?
- Harry, jak przeczytasz to się dowiesz. - Hermiona podsunęła przyjacielowi gazetę i wybiegła z Wielkiej Sali.
Podążała pustymi korytarzami a w głowie kłębiło jej się wiele pytań, na które nie mogła sobie odpowiedzieć. Przystanęła i zaczęła zastanawiać się gdzie mógł pójść Malfoy. Chciała sprawdzić w jego dormitorium ale coś wpadło jej do głowy. Uśmiechnęła się i szybko zmierzała schodami do Wieży Wschodniej. Zatrzymała się dopiero przed wielkimi drzwiami, za którymi słychać było pohukiwanie sów. Teraz w jej głowie pojawiło się jeszcze więcej pytań niż wcześniej. A jeżeli go tutaj nie ma? Może chce być teraz sam? Dlaczego w ogóle postanowiła za nim pójść? Nie. Jak będzie się tak zastanawiać to w końcu zrezygnuje. Popchnęła drzwi prowadzące do sowiarni i niepewnie weszła do środka. Rozejrzała się ale nie zauważyła nikogo. No tak, jednak się myliła i wcale go tu nie ma.
- Skąd wiedziałaś, Granger?
Gryfonka odwróciła się i natknęła na tak dobrze znane jej stalowe oczy. Ku jej zdziwieniu nie było w nich smutku a raczej... radość?
- Ja... skąd wiesz, że cię szukałam? - Hermiona udawała oburzoną ale Draco tylko się roześmiał widząc jej minę.
- Granger, Granger. Zadziwiasz mnie, dowiem się skąd wiedziałaś że będę w sowiarni?
- Domyśliłam się, że pierwsze co zrobisz to wyślesz list do matki.
- Mądre. - Kąciki jego ust lekko podniosły się w górę. Podszedł do dziewczyny i delikatnie pogładził ją po policzku. - Wiem, że mnie szukałaś ale nie potrzebnie, wcale się nie zmartwiłem tym artykułem. Wręcz przeciwnie, ale jeszcze nie czas abym ci o tym mówił. - Blondyn odwrócił się i zmierzał w kierunku wyjścia ale głos Hermiony go zatrzymał.
- Draco! Musimy porozmawiać o...
- Czekaj na mnie po obiedzie. - Przerwał jej i szybko wyszedł. Nie wiedział czemu ale właśnie tego pragnął najbardziej... tego żeby ona jako pierwsza wyszła za nim i go znalazła.


Oszołomiona Hermiona stała pośrodku sowiarni i zastanawiała się nad sensem jego słów - "jeszcze nie czas abym ci o tym mówił." O co mu chodzi? Wyszła na korytarz i zmierzała w stronę swojego dormitorium ciągle myśląc o tym co zaszło. Gdy była już przed obrazem i chciała wypowiedzieć hasło poczuła jak ktoś łapie ją za rękę. Odwróciła się i na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
- Mieliśmy porozmawiać. - Wiktor Krum odezwał się do niej z lekkim niezadowoleniem w głosie.
- Wybacz Wiktor, nie mam teraz na to ochoty i jestem zmęczona. - Dziewczyna wyrwała się z uścisku Bułgara i otworzyła usta z zamiarem wypowiedzenia hasła ale zdała sobie sprawę z tego, że wtedy Krum go usłyszy. Jednak on wcale nie zamierzał odejść.
- Zmęczona? Jest sobota rano, czym możesz być zmęczona?
- To nie jest twoja sprawa a teraz odejdź z łaski swojej bo nie chce z nikim rozmawiać.
- Nawet nie ciekawi cię dlaczego tu jestem?
- Jakoś nie bardzo, domyślam się że to wymiana uczniów.
- A nie zdziwiło cię, że jestem od ciebie starszy i dawno skończyłem szkołę?
Hermiona zamilkła. Miał rację, jest od niej starszy i na pewno nie uczęszcza już do Durmstrangu. W takim razie skąd się tu znalazł i dlaczego nikogo nie zastanawia jego obecność?
- Ja... nie pomyślałam o tym, wybacz.
- Po prostu już całkiem o mnie zapomniałaś. - Krum wbił wzrok w podłogę i posmutniał. - W takim razie wybacz, że się narzucałem. Już nie będę. - Mówiąc to odwrócił się z zamiarem opuszczenia Wieży Wschodniej.
- Wiktor, zaczekaj!
Nic to nie dało, Bułgar nie zamierzał się odwrócić i zniknął z pola widzenia.
- Nie no, czy ja mam jeszcze dość problemów? Concordia.
Obraz odsunął się a Hermiona weszła do Pokoju Wspólnego. Był pusty. Gdy otworzyła drzwi do swojego pokoju  przeraziła się. Po chwili jednak na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Co ty tutaj robisz Harry? I jak wszedłeś? - Gryfonka usiadła na łóżku obok swojego przyjaciela i cieszyła się, że może z nim w końcu porozmawiać.
- Muszę z tobą porozmawiać Miona. A jak tutaj wszedłem to już moja tajemnica. - Wybraniec uśmiechnął się do brunetki i wyczarował dwa kufla piwa kremowego.
- Jesteś niemożliwy Harry. Pierwsze chciałam cię przeprosić. Nie zapytałam się wczoraj dlaczego musisz wyjechać i zostawiłam cię samego.
- Miona spokojnie, przecież się nie gniewam. No i nie samego bo z Malfoy'em. - Potter upił łyk ze swojego kufla i ciężko westchnął. - Właśnie dlatego tu jestem, chcę ci powiedzieć dlaczego wyjeżdżam. - Hermiona kiwnęła głową na znak, że rozumie więc kontynuował. - Ta sprawa z Crouch'em to wcale nie są żadne wymysły Hermiono. On naprawdę uciekł i jest niebezpieczny. Aurorzy robią co w ich mocy ale on dobrze się ukrywa, wiadomo tylko że jest gdzieś w Bułgarii i dlatego tam jadę. On będzie chciał zniszczyć mnie i ujawni się tylko wtedy gdy ja będę w pobliżu.
Gdy Harry skończył, Hermiona otworzyła usta z niedowierzaniem i poczuła jak ogarnia ją smutek.
- Harry, jadę z tobą. Nie zostawię cię, zawsze przecież razem przez wszystko przechodziliśmy!
- Hermiona nie. To jest moje zadanie i nie chcę cię na nic narażać. Poza tym ty musisz zostać tutaj i zająć się Ginny. - Dziewczyna rzuciła mu się na szyję i mocno przytuliła. A zapowiadał się taki wspaniały rok... - Miona proszę cię uważaj na Rona. Nie wiem co się z nim dzieje ale mam nadzieję, że się opamięta i cię przeprosi.
- Nie martw się, nic mi nie zrobi. Prędzej ja jemu. - Na samą myśl o Ronie opanowywała ją złość.
- No jasne, chyba prędzej Malfoy mu coś zrobi. - Harry zaśmiał się i puścił oko przyjaciółce na co ta się zarumieniła.
- Nie wiem o czym ty mówisz.
- No już przestań, chodźmy na obiad bo zostało zaledwie dziesięć minut. Na Merlina, jak ten czas szybko leci. A właśnie... jak tam Malfoy?
Wyszli razem z dormitorium a Hermiona opowiedziała mu wszystko co wydarzyło się w sowiarni.


W Wielkiej Sali było już pełno jednak Hermiona nigdzie nie dostrzegła blond czupryny Ślizgona. Nie zjawił się do końca obiadu a dziewczyna zastanawiała się czy coś się stało czy po prostu zapomniał o ich spotkaniu. Szybko wybiegła z Sali i zmierzała w stronę wieży. Gdy weszła do Pokoju Wspólnego Prefektów odetchnęła z ulgą. Blondyn stał z założonymi rękami i opierał się o framugę. Na jego ustach widniał Ślizgoński uśmiech.
- Dłużej się nie dało Granger?
- Przestań Malfoy. Czemu cię nie było w Sali? Kazałeś mi czekać i nawet nie powiedziałeś gdzie! I co cię tak na Merlina cieszy?!
- Ty Granger. Idziemy.
- Mogę wiedzieć dokąd?
- Dowiesz się na miejscu.
Hermiona nie zdążyła już nic odpowiedzieć bo Malfoy pociągnął ją za rękę i wyprowadził na korytarz. Szli w milczeniu, każdy nad czymś się zastanawiał. Dopiero gdy znaleźli się niedaleko Zakazanego Lasu Gryfonka domyśliła się gdzie zmierzają - nad jezioro. Zdziwiło ją, że zatrzymali się w miejscu gdzie pierwszy raz w miarę normalnie ze sobą rozmawiali.
- No Granger, jesteśmy. Przypominasz sobie to miejsce?
- Niestety. Mogę się dowiedzieć dlaczego zaprowadziłeś mnie akurat tutaj?
- Sam nie wiem. - Draco wpatrywał się w jezioro i uśmiechnął się. Rozłożył się na trawie i tym razem patrzył  w niebo.
- Zaskakujesz mnie czasami. - Hermiona spojrzała dziwnie na Malfoy'a ale położyła się obok niego w bezpiecznej dla niej odległości co wywołało na twarzy Ślizgona jeszcze większy uśmiech.
- Nie bardziej niż ty mnie. Dalej nie rozumiem jakim cudem znalazłaś mnie w tej sowiarni.
- Już ci mówiłam. Ale mimo tego dalej nie potrafię cię zrozumieć Draco... Za dużo w tobie tajemnic.
- No cóż taka już moja natura. Nawet sam nie potrafię czasami siebie zrozumieć. Chyba tylko Blaise wie o mnie więcej niż ja sam. - Hermiona milczała, nie pasowało mu to. Zabrał ją tutaj aby wreszcie porozmawiać z nią sam na sam, tak żeby nikt im nie przerwał. - Ale zgoda Granger. Pytaj o co chcesz i jeżeli będę mógł, odpowiem. Tylko nie licz, że dowiesz się wszystkiego. - Draco zaśmiał się widząc zdziwioną minę dziewczyny i czekał na to co powie.
- Skąd mogę mieć pewność, że odpowiesz mi szczerze?
- Będziesz musiała mi zaufać.
 Hermiona przez dłuższy czas zastanawiała się o co może się zapytać. Tyle ją ciekawiło a teraz nagle nie ma pojęcia czego chce się od niego dowiedzieć. W końcu zauważyła, że zbyt długo milczy i poruszyła pierwszą sprawę jaka przyszła jej do głowy.
- Łączy cię coś z Parkinson?
Malfoy uśmiechnął się gdy to usłyszał. Dał jej możliwość zapytania o co chce a ona zadaje tak banalne pytanie.
- Nie. To tylko przyjaciółka, znaczy dla mnie tyle samo co dla ciebie Wybraniec Potter.
Ta odpowiedź, nie wiadomo dlaczego, całkowicie ją usatysfakcjonowała. Od zawsze myślała, że byli kiedyś parą ale widocznie się myliła. Poczuła się teraz pewniej i zadawała mu pytania o błahe sprawy, na które bez wahania odpowiadał. Było jednak kilka pytań, które kłębiły się w jej głowie ale bała się odpowiedzi. Ale co jej szkodzi zaryzykować? To Malfoy. Co najwyżej przestanie z nim rozmawiać, przez sześć lat znosiła jego obelgi więc teraz nie zrobiłyby na niej wrażenia. Chyba... Po chwili milczenia w końcu się odważyła.
- Dlaczego to robisz?
- Co niby robię Granger?
- Rozmawiasz ze mną, zachowujesz się normalnie. Chyba nie zapomniałeś tak nagle o tych sześciu latach nienawiści.
- Nie wiem. Nie potrafię ci odpowiedzieć na to pytanie, przynajmniej nie teraz. - Zasmuciła ją ta odpowiedź ale nie chciała dać tego po sobie poznać.
- Draco jeszcze jedno... Czy ty byłeś kiedyś zakochany?
Zdziwiła go tym pytaniem. Kiedyś odpowiedź na nie byłaby prosta a teraz zaczął się nad tym zastanawiać. Czy to możliwe, że jakiejś dziewczynie udałoby się wedrzeć w jego lodowate serce? Miał ich przecież tak wiele a żadna tego nie dokonała.
- Nie. Już ci mówiłem Granger, że nie wiem co to miłość.
Hermiona milczała. Bała się takiej odpowiedzi i nienawidziła siebie, że poczuła coś do tego arystokraty. Podniosła się i poczuła jak do jej oczu napływały łzy. Próbowała to zakryć ale na marne, Draco to zauważył. Zdziwiło go to, zastanawiał się co mogło wywołać u niej ten smutek aż w końcu przyszła mu do głowy jego odpowiedź na ostatnie pytanie. Poczuł się dziwnie, czy to możliwe że ona na coś liczyła? Podniósł się i kucnął przed nią. Próbowała być silna i nie pokazać żadnych uczuć. Uśmiechnął się. Nie była taka jak inne dziewczyny, które same rzucały się na niego przy pierwszej lepszej okazji. Była tajemnicza i wytrwała. Delikatnie objął jej twarz dłońmi i zmusił aby na niego spojrzała. Ten ciepły wzrok przenosił go w nieznany świat, w chwilę zapomnienia. Bez wahania złożył na jej ustach delikatny pocałunek i pogłębił go widząc, że się nie odsunęła. Poczuł się tak jakby odkrywał ją na nowo. Ten pocałunek różnił się od ich pierwszego ale był równie niezwykły. Czuł jak powoli zatraca się w marzeniach aż w końcu delikatnie się od niej odsunął i wytarł spływające po jej policzkach łzy. Patrzyła na niego i czekała na jakieś wyjaśnienie.
- Widzisz Granger, nie wiem czy kiedykolwiek się zakocham ale jedno jest pewne. Wywołałaś u mnie uczucie, którego nigdy wcześniej nie znałem.

piątek, 19 lipca 2013

12 cz.2 Nowe zmartwienia

 W pokoju wspólnym prefektów zapanowała cisza. Hermiona była pewna, że za chwile jej przyjaciel wybuchnie śmiechem i powie "mam was!". Nic takiego się nie stało, Harry milczał a na jego twarzy można było dostrzec smutek i przygnębienie. Ale co takiego mogło się dziać? Przecież Voldemort nie żyje!
- Harry chyba nie mówisz poważnie. Żartujesz prawda?
- Obawiam się Miona, że to żadne żarty. - Potter ze zdenerwowania zaczął przecierać swoje okulary. - Pierwszej nocy w Hogwarcie odwiedził mnie skrzat, Mrużka. Była cała roztrzęsiona i powtarzała coś o nowym potężnym czarodzieju, który przejmie władzę po Voldemorcie. Domyślam się kto to jest, to...
- Barty Crouch.
- Junior. Tak Malfoy, podejrzewam właśnie jego.
- Co?! O czym wy mówicie? Przecież Crouch jest w Azkabanie! - Hermiona była pewna, że ich domysły to bzdury i nie ma żadnego niebezpieczeństwa.
- Mylisz się Granger, kolejny raz udało mu się upozorować własną śmierć.
- Ale... jego matka nie żyję! Nie mogła mu kolejny raz pomóc!
- To prawda. - Draco wstał i podszedł do okna. Wpatrywał się bezmyślnie w jeden punkt. Harry milczał, coś mu nie pasowało ale nie chciał nikogo straszyć swoimi podejrzeniami. Czekał cierpliwie na jakieś wytłumaczenie ze strony ślizgona. Ten natomiast odwrócił się i spojrzał w przerażone oczy Hermiony. One powodowały u niego wyrzuty sumienia. Widział w nich swoje cierpienie i bezsilność. Wszystko co ciążyło na jego sercu kryło się w jej oczach. Dlaczego? Był kiedyś śmierciożercą i musiał znosić każde cierpienia. Musiał patrzyć na śmierć z obojętnością. Życie nauczyło go, że nie wolno okazywać choćby najmniejszej słabości czy litości nad tymi, którzy zdradzali czystą krew. Wróć. To nie życie, to jego ojciec go tego nauczył. On i sam Lord Voldemort.
- Draco... - Hermiona odważyła się w końcu odezwać. Niepokoiło ją to co się działo a w jej oczach zaczęły lśnić łzy. To one spowodowały, że blondyn się opamiętał.
- Ktoś inny mu pomógł. - Mówiąc to opadł bezwładnie na fotel a w jego ręce pojawiła się szklanka Ognistej.
- Nie wierzę, to są zwykłe i nic nie warte domysły! Ministerstwo zapewniło większą ochronę w Azkabanie! Nikt się z niego nie wyrwie, a tym bardziej nie ktoś taki jak Crouch! Poza tym skąd ty możesz to wiedzieć, Malfoy?!
- Granger, byłem śmierciożercą... jednym z nich. Byłem tam kiedy bezlitośnie zabijali, patrzyłem na wszystkich niewinnych mugoli! Mój ojciec był jednym z najważniejszych i wiedział o każdym z tego parszywego stowarzyszenia. Pojmij to w końcu!
Draco nie panował nad sobą, ponosiły go negatywne emocje i nie wie dlaczego wszystkie odbijały się na dziewczynie. Tym razem nie odważył się nawet na nią spojrzeć, wiedział że będzie na niego wściekła i mu tego nie wybaczy. Ale co ona myślała? Dobrze wiedziała, że należał do śmierciożerców więc nie powinna być teraz zdziwiona jego słowami. Niestety, Hermiona wstała i poszła do swojego pokoju trzaskając drzwiami. To było dla niej zbyt wiele. Harry chciał dołączyć do niej i ją jakoś pocieszyć ale zrozumiał, że to nie będzie miało sensu. Musi to przemyśleć i się z tym pogodzić, sama... On też potrzebował na to czasu.
- Malfoy ty wiesz kto mu pomógł, racja?
- Nie wiem Potter. Ale się domyślam...


Zapłakana dziewczyna siedziała na parapecie w swoim pokoju i spoglądała w dal. Nie mogła zasnąć, za dużo myśli kłębiło się w jej głowie. Zbyt wiele niewyjaśnionych sytuacji, domysłów. Sama już nie wiedziała czy myśli o dziwnej sprawie Crouch'a czy o Draco. Miała wyrzuty sumienia ale brak jej było odwagi aby wrócić do pokoju wspólnego i go przeprosić. Ciągle widziała jego smutne oczy. Tak, to było spojrzenie pełne smutku i cierpienia. Malfoy może potrafi ukryć każde zmartwienie ale nie wie, że jego oczy zdradzają najwięcej. Było już późno i czuła jak powoli zmaga ją sen. Ale zaraz... Harry wspomniał, że wyjeżdża do Bułgarii! Jak mogła tak wyjść i nie zapytać go o to? Wiedziała, że nie zostawi tej sprawy i już zmierzała w stronę drzwi gdy usłyszała pukanie. Tak bardzo chciała, żeby to był jej przyjaciel...
- Cześć Hermijona, dawno się nie widzieliśmy.



- Smoku uspokój się! Mów szybko co się dzieje bo jest późno a nie mam zamiaru zarobić kolejnego szlabanu u Snape'a.
- Blaise... Twój ojciec dalej siedzi w Ministerstwie?
- No raczej. Ale do czego on ci jest potrzebny?
- Źle się dzieje Diable, bardzo źle. - Draco usiadł w swoim fotelu i wyjął szklanki z Ognistą. - Crouch uciekł z Azkabanu.
- Co?! To niemożliwe, mój ojciec wiedziałby o tym.
- I prawdopodobnie wie ale nie może mówić. Ministerstwo pewnie chce potajemnie załatwić tą sprawę.
- Ale skąd ty o tym wiesz?
- Potter. Wyjeżdża do Bułgarii, podejrzewają że właśnie tam ukrywa się Crouch i tylko jemu uda się go wytropić. Robią z niego przynętę.
- No to po nim. Crouch jest szurnięty i zdolny do wszystkiego. Nasz Wybraniec nie będzie miał lekko ale cóż, przynajmniej już nie będzie takim bohaterem. - Blaise uśmiechnął się ale zauważył, że jego przyjaciel ma poważną minę.
- Tak czy inaczej to już nie będzie taka tajemnica, wszyscy zauważą że Pottera nie ma w Hogwardzie i będą węszyć.
- Nie wydaję mi się. McGonagall już to załatwiła.
- Zabini, wiesz coś czego ja nie wiem? - Draco popatrzył ze zdziwieniem na Diabła.
- Tak wiem, ale nie jestem pewny czy ucieszy cię ta wiadomość. Jak szedłem do ciebie to spotkałem Wiktora Kruma z Durmstrangu. Pewnie chcą zrobić z tego zwykłą wymianę.
- I to jest taka zła wiadomość? Co mnie jakiś Krum interesuje?
- No nie wiem, wydaje mi się, że zmierzał do pokoju naprzeciwko. - Zabini uśmiechnął się drwiąco widząc bladą twarz Smoka. - To chyba nie jest taka dobra wia... Smoku co ty robisz?! Co za debil...


- Wiktor? Skąd się tu wziąłeś? - Hermiona była zaskoczona widokiem swojego byłego chłopaka.
- Myślałem, że się ucieszysz. Hermijona! Tak bardzo tęskniłem za tobą! - Bułgar objął zdezorientowaną dziewczynę i mocno przytulił. Próbowała się wyrwać z jego uścisku ale na nic, był zbyt silny. Gdy już czuła, że traci powoli oddech usłyszała znajome głosy z pokoju wspólnego.
- Smoku, nie możesz tam tak po prostu wejść!
- Właśnie, że mogę!
Hermiona wyczuła po głosie Draco, że jest zdenerwowany. Nie wiedziała czym ale pomyślała, że to jej jedyna pomoc. Nie miała ochoty na rozmowy z Wiktorem.
- Draco! - Ostatnimi siłami udało jej się zawołać blondyna. Teraz chciała ugryźć się w język ale było już za późno. Malfoy zatrzymał się prawie przed jej drzwiami i ze zdziwioną miną wpatrywał w wielkiego Bułgara i Granger. Blaise zareagował tak samo a Krum wypuścił dziewczynę z objęć i popatrzył z wrogą miną na blondyna. Hermiona odetchnęła z ulgą i odsunęła się od Wiktora. Poczuła się teraz pewniej i podeszła do Malfoy'a. - Wiktor znasz już Draco, prawda? Został Naczelnym Prefektem tak jak ja.
- Niestety już zdążyliśmy się kiedyś poznać. - Krum ciągle patrzył na blondyna z wrogością. - Hermijona chciałem z tobą porozmawiać.
- Przepraszam cię Wiktor ale mam coś do załatwienia z Draconem. Porozmawiamy jutro.
- Jak chcesz. Dobranoc. - Krum opuścił pokój wspólny trzaskając przy tym drzwiami a dziewczyna opadła bezwładnie na fotel.
- Granger, co to było? - Draco w końcu otrząsnął się i spojrzał na gryfonkę.
- Och daj mi spokój Malfoy. Musiałam go jakoś wyprosić.
- Teraz Malfoy? Już nie mówisz do mnie po imieniu? Granger... nie żartuj sobie ze mnie.
- Właśnie Granger, nie żartuj sobie z Dracona. - Blaise wybuchnął śmiechem a Hermiona dopiero teraz zauważyła jego obecność i zbladła.
- Ja... ja już pójdę do siebie.
- Oh daj spokój Granger. Wiem, że byłem dla ciebie wredny ale to było kiedyś. Zostawiam was, w końcu macie COŚ do załatwienia. - Blaise poklepał Smoka po ramieniu i wyszedł.
- No to słucham, co takiego mamy do załatwienia? - Szyderczy uśmiech zagościł na twarzy blondyna. Był zły a teraz cieszył się, że to on a nie Krum został sam z Granger.
- Malfoy, to była tylko wymówka. Ale... chcę z tobą porozmawiać o czymś ważnym. - Hermiona posmutniała i zaczęła wpatrywać się w podłogę.
- Zamieniam się w słuch. - Draco usiadł obok dziewczyny ale nie odważył się na żaden ruch.
- Przepraszam.
- Nie masz za co.
- Mam, niepotrzebnie na ciebie krzyczałam. Przecież wiem, że się zmieniłeś, ja naprawdę nie chciałam żeby... - Hermiona westchnęła i zmusiła się aby spojrzeć w stalowe oczy ślizgona.
- Nie masz. - Draco przybliżył się do dziewczyny i mocno ją przytulił. - Granger, na prawdę nie masz za co.








piątek, 24 maja 2013

12 cz.1 Nowe zmartwienia

Harry coraz bardziej się niecierpliwił. Było już późno a Hermiona dalej nie wróciła. Siedział w swoim dormitorium i próbował skupić się na nowej taktyce. Pierwszy mecz już za tydzień i to ze ślizgonami, którzy jak dotąd byli najlepsi. Harry został kapitanem odkąd odszedł Wood i radził sobie całkiem nieźle. Co prawda nie było już tak dobrych zawodników jak kilka lat wstecz ale w klasyfikacji utrzymywali się na drugim miejscu. W tym ostatnim dla niego roku obiecał, że zrobi wszystko aby pokonać Slytherin, jednak Ron mu to utrudniał. Ciągłe kłótnie doprowadzały do tego, że przyjaciel przestał go słuchać podczas treningów. Robił wszystko na przekór i Harry obawiał się, że zawali im każdy mecz. Musiał z nim wyjaśnić wszystko i się pogodzić, nie chciał takiego życia. Ich przyjaźń była dla niego ważna i gdy tylko go spotka musi z nim porozmawiać, ale tym zajmie się później. Teraz musi wszystko dokładnie zaplanować na najbliższy trening. Przeglądał ze szczegółami jego ulubioną książkę "Quidditch przez wieki". Wyszukiwał przydatnych i sprawdzonych taktyk gdy usłyszał pukanie do drzwi. Niechętnie wstał i podszedł aby otworzyć.
- Cześć Harry, gdzie jest Miona?
- Nie mam pojęcia Ginny. - Harry zamknął drzwi i usiadł na swoim łóżku. - Myślałem, że już wróciła.
- Wróciła? - rudowłosa nie wiedziała nic o zdarzeniu podczas lekcji ze Snape'm. Usiadła obok swojego chłopaka i czekała na wyjaśnienia.
- Wyszła gdzieś z Blaise'm. Podobno McGonagall ją wzywała ale wiem, że to na pewno jakiś podstęp. Gdzie ona teraz może być?! Ginny chyba będę musiał iść jej poszukać.
- Harry, rusz trochę głową! Czy to czasem nie ty posiadasz coś tak cennego jak mapa Huncwotów?
- No jasne! Jak mogłem o tym zapomnieć, poczekaj... - Potter podszedł do swojego kufra i zaczął szukać kawałka pergaminu. - Mam! Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego!
Ginny pochyliła się nad mapą i szukała znanego jej nazwiska jednak nigdzie go nie dostrzegła. Teraz i ona zaczęła bać się o swoją przyjaciółkę.
- Jest tutaj, właśnie wchodzi do szkoły. - Harry odetchnął z ulgą i opadł na łóżko.
- Harry... ona nie jest sama.
- Co?! - Gryfon zerwał się i chciał ponownie spojrzeć na mapę ale Ginny ją zakryła.
- Uspokój się, to tylko... - dziewczyna urwała widząc jak Harry wyrwał z jej dłoni pergamin.
- Malfoy...


- Draco, wydaję mi się że powinieneś mnie już puścić.
- Tak, tak.
- Draco? - Hermiona spojrzała na niego, był zamyślony i nawet nie wiedział o czym do niego mówi. - Malfoy! Obudź się!
- C co? Przecież cię słucham! - Draco wrócił na ziemię ale nie miał pojęcia o co jej chodziło.
- Tak? To czemu dalej mnie trzymasz mądralo?
- No bo... a miałem cię puścić?
Hermiona wybuchła śmiechem. Widok zdezorientowanego Malfoy'a był bezcenny. Ciekawiło ją gdzie powędrowały jego myśli, że nawet nie zwracał na nią uwagi. Wyrwała się z jego uścisku i próbowała opanować. Mina zdziwionego ślizgona tylko to utrudniała.
- Malfoy, jesteś niemożliwy. Nad czym się tak zastanawiałeś?
- Granger, przestań się śmiać! Na prawdę nie wiem o co ci chodzi i co cię tak rozbawiło na merlina?!
- Gdybyś się zobaczył przed chwilą to też byś wybuchnął śmiechem. - Hermionie w końcu udało się pohamować, jej ciekawość była większa. - No więc, w jakim świecie byłeś? Bo na pewno nie w tym.
- Nawet nie wiesz w jak dalekim.


- Harry stój! Co ty wyprawiasz? - Ginny próbowała zatrzymać chłopaka, który z żądzą mordu w oczach szedł przez korytarz i zmierzał w stronę głównych drzwi.
Nie miał czasu na tłumaczenia. Był wściekły bo teraz wiedział, że ten spisek wymyślił Malfoy. On pół dnia zamartwiał się o swoją przyjaciółkę a to wszystko przez tego tlenionego dupka! Poza tym mieli mieć dzisiaj trening więc co tam robiła Hermiona? No nie! Chyba nie była tam z tymi ślizgonami? Opuściła lekcje i jeszcze mogła zarobić szlaban! Był już blisko wyjścia gdy usłyszał znajomy śmiech. Już po chwili zza zakrętu zobaczył przyjaciółkę, która widocznie dobrze się bawiła w towarzystwie Malfoy'a. Zatrzymał się i uspokoił. Poczuł, że opuściła go cała złość... tak nagle. Ona na prawdę była szczęśliwa.
- Potter, a ty tu czego? - Draco jako pierwszy zauważył wybrańca, który stał i z dziwnym wyrazem twarzy wpatrywał się w Hermionę. - No tak, teraz to on jest w innym świecie. - dziewczyna kolejny raz wybuchnęła śmiechem ale natychmiast się opanowała.
- Ginny? Co ci się stało, biegłaś? - Hermiona podeszła do przyjaciółki, która ledwo łapała oddech.
- Musiałam go jakoś dogonić! Nawet nie wiesz jak... - nie mogła dokończyć, ponieważ Harry nagle się opamiętał i rzucił Hermionie na szyję. Pozostała dwójka przyglądała im się ze zdziwieniem.
- Hermiona, nawet nie wiesz jak się cieszę. - Harry puścił ją i patrzył prosto w jej oczy. - Cieszę się, że w końcu widzę cię taką szczęśliwą jak kiedyś!
- Potter brałeś coś? - na twarzy Draco zagościł drwiący uśmiech.
- Malfoy! Przypomnij mi kiedyś, że mam cię ugodzić jakimś bolesnym zaklęciem. Ale teraz dzięki... - Chłopak podszedł tym razem do swojej dziewczyny i objął ją w pasie. Nie mówił nic, patrzył tylko na pozostałą dwójkę z dziwnym błyskiem w oku.
- No dobra... ale za co mi dziękujesz?
- Harry, czemu się tak dziwnie na nas patrzysz? - Hermiona nieświadomie zbliżyła się do Malfoy'a. Nie tylko przyjaciel ją zadziwił. Ginny zaczęła dziwnie się uśmiechać. Stali w milczeniu gdy nagle usłyszeli za sobą czyjś głos.
- A tu co? Zebranie jakieś? - Blaise stał oparty o ścianę tuż za nimi. - Wiecie... trochę to dziwne. Draco z Granger mają miny jakby zobaczyli ducha a wiewióra z bliznowatym dziwnie się uśmiechają. Co wy na Salazara wyprawiacie?!
Hermiona na sam widok Zabini'ego poczuła jak dreszcz przeszywa jej ciało. Bała się go po tym co ostatnio jej zrobił. Odsunęła się od Malfoy'a, który opamiętał się gdy zobaczył przyjaciela. Dobrze wiedział jak Granger się go obawia i wiedział też, że nie potrzebnie. Znał Diabła od dawna i potrafił się domyślić co w jego głowie siedzi. Prawda, nienawidził tej gryfonki ale dzisiejsze jego zachowanie świadczyło o tym, że zaczął ją akceptować. Robił to pewnie dlatego bo wiedział, że Malfoy'a coś do niej ciągnie.
- Diable uwierz mi, że sam się zastanawiam co ta dwójka wyprawia. - Draco uśmiechnął się i przyciągnął do siebie Hermionę. Trzymał delikatnie jej dłoń i dał do zrozumienia, że nie ma się czego obawiać. Blaise spojrzał na nich i tylko cicho westchnął.
- Smoku, wybacz ale nie będę w to wnikać bo nie wiem co siedzi w głowie Potter'a. - Zabini podszedł do przyjaciela i poklepał go po ramieniu. - Macie osobne dormitoria, po cholere tu stoicie z tą dwójką?  - ślizgon powiedział to tak cicho, żeby tylko Draco go usłyszał.
- Sam nie wiem Diable. - Malfoy i Blaise posłali sobie te swoje "ślizgońskie" uśmiechy.
Gdy tylko Zabini odszedł Hermiona nabrała odwagi i uderzyła blondyna w ramię.
- Co to miało być, co?
- Patrz Ginny, już się kłócą jak stare dobre małżeństwo. Zostawmy ich już samych. - Harry wziął rudą za rękę i zmierzali w stronę więzy Gryffindoru. - A właśnie! Miona, za godzinę widzimy się w waszym pokoju wspólnym. Musimy porozmawiać.


Była już 22:00 a Harry dalej się nie zjawił. Hermiona siedziała w swoim fotelu i zajęła się jakąś mugolską książką. Lubiła je czytać gdy miała chociaż trochę wolnego czasu. Opowieści o zwykłych ludziach, o niemagicznym świecie... to wszystko przypominało jej rodziców, za którymi tak tęskniła. Już w wakacje zastanawiała się czy ich nie odnaleźć ale była zajęta odbudową Hogwartu. Nie miała nawet czasu na odpoczynek. Poza tym gdyby ich znalazła pogrążyłaby się w smutku jeszcze bardziej. Nie mogła przecież od tak do nich podejść i się przytulić, oni jej nie pamiętali i pamiętać nie będą. Została całkiem usunięta z ich życia.
 Draco miał już dość siedzenia i czekania na Pottera. Jednak kolejny raz jego ciekawość brała w górę. Chciał wiedzieć co ważnego ma mu do przekazania wybraniec. Postanowił poczekać jeszcze chwilę a jak się nie zjawi to osobiście się z nim policzyć za te żarty. Jednak coraz bardziej mu się nudziło. Wpatrywał się w siedzącą obok gryfonkę i nie rozumiał co takiego ciekawego widzi w tych wszystkich książkach, że zapominała o otaczającym jej świecie.
- Kobieto, odstaw chociaż na chwilę tą książkę!
- Niby dlaczego? Nie mam nic ciekawszego do roboty, Malfoy. - Hermiona nawet na niego nie spojrzała co doprowadzało ślizgona do białej gorączki. Nie mógł tego tak zostawić i bez wahania podszedł do niej.
- Czego?
- No Granger, odłóż to w końcu!
- Mówiłam ci już, że nie.
- Skoro tak chcesz ze mną pogrywać to nie mam innego wyjścia.
Hermiona oderwała się od czytania i niepewnie patrzyła na Draco, który wyjął różdżkę i skierował ją w jej stronę. Jego uśmiech coraz bardziej ją przerażał. Nawet nie wiedziała kiedy zaczęła unosić się nad ziemią i zawisła w powietrzu.
- Malfoy, natychmiast przestań!
- Nigdy nie chciałaś nauczyć się latać Granger? Ale skoro tak nalegasz...
Blondyn rzucił swoją różdżkę na fotel i bez najmniejszych trudności złapał przerażoną gryfonkę.
- Nie daruję ci tego!
- Ostrzegałem Granger.
Uśmiech Draco wypędził całą złość z Hermiony. Patrzyła w jego stalowe oczy, w których dostrzegała przyjemne ciepło. Nie wiedzieli ile tak stali. Czas się dla nich zatrzymał, wszystko wokół przestało mieć znaczenie. Ta jedna chwila potrafiła pogrzebać wszystkie cierpienia z przeszłości, całą ich dawną wrogość. To było pewne, coś w nich pękło i dopiero teraz to poczuli. Czy to możliwe aby tak wrogie dwa serca nagle otworzyły się dla siebie? Oboje w tej chwili czuli to samo. Ciepło, przyjemne ciepło i ten niesamowity spokój. W głowie Draco krążyły słowa matki " Gdy spotkasz na swojej drodze kogoś wyjątkowego, nie rezygnuj." Teraz dopiero dotarło do niego jak prawdziwe są te słowa. "Rób wszystko aby ta osoba była szczęśliwa dzięki tobie". Nie wahał się już dłużej i bez problemu odnalazł drogę do malinowych ust gryfonki. Pierwszy raz w życiu doświadczył takiego uczucia i wiedział, że nie chce go przerywać.
- Ekhem... przeszkadzam? - Harry po prawie godzinnym spóźnieniu wreszcie pojawił się w wieży prefektów.
- Potter, niech cię szlag.
- Wybacz Malfoy ale mam ważną sprawę.
Hermiona czuła jak płoną jej policzki. Potrzebowała czasu żeby się pozbierać. Usiadła na kanapie obok Harry'ego. 
- Skoro taka ważna to czemu się tak spóźniłeś! Zegarka nie masz? 
- To nie moja wina! Ale do rzeczy. Zaraz po świętach wyjeżdżam na miesiąc do Bułgarii i wrócę najwcześniej za miesiąc. To bardzo ważne, dzieje się coś złego... bardzo złego i muszę tam być.

..............................................................................
W końcu coś udało mi się napisać :) Nie martwcie się, że za krótki bo podzieliłam rozdział na 2 części. W niedzielę dodam następną część. Wybaczcie, że musieliście tak długo czekać :<
Mam nadzieję, że ten rozdział się spodoba ! :)



piątek, 3 maja 2013

11. Zmiany

     W jednym momencie zaczął wiać nieprzyjemny wiatr. Słońce już nie ogrzewało swoimi promieniami ale schowało się za chmurą. Zrobiło się ponuro i zimno, jakby w pobliżu czaiło się co najmniej dziesięciu dementorów. Jednak tym razem to nie oni byli przyczyną tego podłego nastroju. Hermiona zdawała sobie sprawę z tego, że powodem były słowa Dracona. Jeszcze chwilę temu była na niego zła, że ich rozmowa podczas wróżbiarstwa nic dla niego nie znaczyła, ale teraz... teraz zrozumiała dlaczego był taki wściekły. Miała już okazje poznać jego ojca, śmierciożerce. Tak, Lucjusz Malfoy to najpodlejszy człowiek jakiego znała ( oczywiście nie licząc Voldemorta ). To on zawsze powtarzał jak ważny jest status krwi. Dla niego szlamy i zdrajcy nie powinni istnieć.
- Co... co z nim? - Hermiona czuła jak drży jej głos ale w końcu przyszła tu aby dowiedzieć się o co chodzi. Obawiała się, że jeśli nie zmusi Draco do pójścia na trening to Blaise za wszystko będzie obwiniał właśnie ją.
- Żałuje, że go wypuścili z Azkabanu. - Draco znowu przepełniała złość a Hermiona nie mogła uwierzyć w jego słowa. Nigdy nie wypowiadał się źle o swojej rodzinie, przeciwnie, był z niej dumny. Ród Malfoy'ów był jedną z najstarszych rodzin czystej krwi.
- Nie rozumiem...
- Czego nie rozumiesz? Ten człowiek zasługuję na najgorsze męki!
- Draco, to twój ojciec. O czym ty mówisz?
- Nie jest moim ojcem i nigdy nim nie był. Szkoda tylko, że zrozumiałem to dopiero teraz. - W jego głosie tym razem zamiast złości słychać było smutek. - Po co ja ci to mówię?! Lepiej będzie jak sobie pójdziesz i zostawisz mnie w spokoju.
- Nie, będzie lepiej jeżeli z kimś porozmawiasz, nie dobrze jest trzymać tego w sobie, wiesz o tym.
- Dlaczego mam mówić to akurat tobie?
- Bo nikogo innego tu nie ma.
- Właśnie, chciałem być sam a ty mi w tym przeszkodziłaś. - Draco odwrócił się i natknął na jej brązowe oczy. - Zostały jeszcze dwie lekcje a przykładna Granger siedzi nad jeziorem i to w towarzystwie Ślizgona. Serio, aż tak się boisz Diabła, że tu przyszłaś?
Te słowa dały jej powód do myślenia. Prawda, bała się Blaise'a ale przecież mogła wrócić na zajęcia i nie zwracać na niego uwagi. Może to zwykła ciekawość? Albo co gorsze, siedzi tu bo się martwi...
- Nie. Przyszłam tu bo... - Hermiona przerwała i skierowała swój wzrok na jezioro. Nie mogła tego powiedzieć to było zbyt trudne i sama nie do końca w to wierzyła. - Daj spokój, Malfoy! Przez ciebie mogę zarobić szlaban a mimo to siedzę tu i chcę ci pomóc!
- I właśnie dlatego ciekawi mnie powód tego poświęcenia. - Draco przysunął się do niej a na jego twarzy zagościł ślizgoński uśmiech.
- Pierwsze ty mi powiedz co jest z twoim ojcem i dlaczego jesteś na niego taki zły? - Hermiona odsunęła się i chciała jak najszybciej zmienić temat.
- Nie odpuścisz prawda? - Jego uśmiech natychmiast zniknął. Wiedział, że będzie musiał jej wszystko powiedzieć bo inaczej nie da mu spokoju. Nie chciał dłużej milczeć, chciał to z siebie wyrzucić. Wcześniej by nawet o tym nie pomyślał... ale ona jest jedyną osobą, z którą chciał teraz pogadać.
- Dobrze wiesz, że nie.
- Przecież wiesz jaki jest mój ojciec.
- Tak ale nigdy nie myślała, że ty...
- Sam wcześniej bym o tym nie pomyślał. Byłem zaślepiony i tyle. Mój ojciec był dla mnie kimś wielkim, kimś kogo można uważać za wzór. Zawsze chciałem osiągnąć to co on i to był mój błąd. Nie miałem swoich poglądów, kierowałem się tym co on mi wpajał. Już odkąd byłem mały słyszałem od niego o tych przeklętych statusach, o szlamach, o zdrajcach czystej krwi a szczególnie o Weasley'ach. Chociaż tu się nie mylił. Ta ruda wiewióra jest najgorszą z ca...
- Draco!
- No co? Chyba sama przyznasz, że cała ta ich rodzina jest... Dobra, dobra, zapomniałem, że się przyjaźnisz z tą młodą. Ale to nie jest jedyna rzecz, którą wbijał mi do głowy. Zawsze powtarzał, że nie istnieje coś takiego jak uczucia. U niego istniała jedynie nienawiść, nic więcej. Prawie codziennie mi przypominał, że nie ma miłości. Gdy go pytałem o matkę, odpowiadała tylko, że ożenił się z nią bo "tak było trzeba". Chyba wiesz, że moja matka pochodzi z rodu Black'ów? Ród tak samo szanowany jak nasz. Nie wliczając w niego jej siostry Andromedy, Syriusza i reszty tych zdrajców jak mówił o nich mój ojciec. Zresztą moja matka też tak o nich sądziła. W jej rodzinie ten podział krwi tak samo istniał jak w rodzinie ojca. Została wychowana w nienawiści i uprzedzeniu do mugoli a co się z tym wiąże, także do szlam. Jestem jej wdzięczny, że mnie kochała i że próbowała wychować w "inny sposób" niż ojciec ale to nic nie zmienia. Zawsze była poddana woli męża, nigdy mu się nie sprzeciwiła a wiesz dlaczego? Bo ona w przeciwieństwie do niego darzyła go szczerą miłością.
Draco przerwał i zapadła cisza. Hermiona nie chciała jej przerywać, chciała słuchać jego zwierzeń. Zawsze uważała go za egoistę i podłego Ślizgona a teraz, przez to co powiedział już sama nie wie co ma myśleć. Jednak jej ciekawość kazała przerwać to milczenie.
- Draco... ale czy twoja matka... czy ona się nie zmieniła? Chodzi mi o to, że to przecież ona...
- Uratowała Pottera... Tak, tak wiem. I teraz cię zdziwię... mój ojciec też był zamieszany w tą akcję "Pomóżmy Wybrańcowi". To dziwne bo od samego początku go nienawidził i chciał służyć Czarnemu Panu. Urodzony pożal się boże śmierciożerca... My z matką wcale nie chcieliśmy służyć w jego szeregach, to on nas do tego zmuszał aż w końcu nie mieliśmy wyjścia. Później mój ojciec wszystko zawalił i trafił do Azkabanu  a mi pozostało spełnić wolę Voldemorta. Nigdy nikogo nie zabiłem a teraz musiałem rzucić avadą w samego Dumbledore'a. Wszyscy uważaliście mnie za zwykłego zdrajcę a nie rozumieliście, że nie miałem innego wyjścia. Od tego zależało moje życie i gdyby nie Snape... Zresztą nie chcę o tym mówić. Masz rację, moja matka się zmieniła a mój ojciec od tak porzucił swoje uprzedzenia i okłamali samego Voldemorta mówiąc, że Potter nie żyje. Sama dobrze wiesz, że na kolejnej bitwie nas nie było... To wszystko dlatego, że ojciec nie chciał mieć już nic wspólnego ze śmierciożercami. Wróciliśmy do rodzinnego Wiltshire i wszystko znowu było takie same... Ojciec nigdy nie przyznał się do uratowania Pottera i wmawiał wszystkim, że był śmierciożercą pod wpływem czarów Voldemorta.
- Nie rozumiem tylko jednego. Skoro porzucił te wszystkie uprzedzenia, dlaczego ciągle mi dogadujesz i nazywasz szlamą?
- Granger, to co nam wpajali do głowy przez całe dzieciństwo nie jest tak łatwo zmienić. Dla mnie zawsze będzie istnieć ten podział chociaż nie jest już taki ważny jak kiedyś.
- I dlatego jesteś taki wściekły na ojca, mam rację? To wszystko przez to, że wychował cię na takiego egoistę?
- Tak. Ale zrozumiałem to dopiero dzisiaj gdy dostałem od niego list. Myśli, że może układać moje życie. Nie ma mowy! Nie będę mu ulegać tak jak matka. To, że w naszej rodzinie dalej istnieją te chore tradycje to nie znaczy...
- Draco, uspokój się! O czym ty mówisz? Jaki list?
- Na Salazara Granger, czy ty musisz o wszystkim wiedzieć?
- Zacząłeś to skończ.
- A jak nie?
- To nie powiem ci dlaczego zgodziłam się tu przyjść.
Draco popatrzył na dziewczynę niepewnie. Nie wiedział czy jej o tym powiedzieć ale jego ciekawość brała w górę. Nie miał siły tłumaczyć wszystkiego więc wyjął różdżkę i skierował ją w stronę zamku.
- Accio list! -W dłoniach Malfoy'a natychmiast pojawił się ozdobny pergamin. Hermiona dostrzegła na nim duże, srebrne inicjały - L.M.


Draconie Malfoy,
Razem z matką urządzamy w niedzielę ucztę, na którą zaprosiliśmy rodzinę Greengrass. Z wiadomych ci przyczyn masz się na niej pojawić. Rozmawiałem już z Severusem i rankiem będziesz musiał się razem z nim teleportować. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wrócisz do Hogwartu jeszcze przed ciszą nocną. 
L.M.

Hermiona przeczytała list dwa razy. Nadal nie rozumiała co tak złościło Ślizgona, przecież to tylko jedno spotkanie. W ich rodzinie to pewnie nie jest rzadkość. W końcu takie rody często urządzają przyjęcia, uczty... Dla niej to nie jest codzienność ale Draco powinien być przyzwyczajony.
- Dalej nic nie rozumiesz prawda? - Hermiona pokręciła głową a Malfoy wytargał z jej dłoni list i podarł na kawałki. Dziewczyna wyciągnęła różdżkę i skierowała na porozrzucane śmieci.
- Evanesco! - Wszystkie skrawki papieru zniknęły a Draco w końcu się uspokoił. - Nie rozumiem, ponieważ nie powiedziałeś mi wszystkiego, Malfoy. Mogę się tylko domyślać ale...
- Zaręczyny. - Draco natychmiast jej przerwał i znów wpatrywał się w jezioro. O tym właśnie pomyślała Hermiona czytając wiadomość od Lucjusza, a raczej drugie zdanie w tym liście. Miała jednak nadzieję, że się myli i chodzi o coś innego. Nie wiedziała dlaczego, ale ta wiadomość zmartwiła ją prawie tak samo jak Malfoy'a. W przeciwieństwie do niego ona nie mogła się do tego przyznać, to w końcu nie są jej sprawy.
- A jednak się nie myliłam. Ale... chyba nie jest tak źle? Znaczy... w końcu byłeś kiedyś z Dafne i chyba to nie będzie pro...
- To nie Dafne. Ona jest przeznaczona dla Crabbe'a i coś mi się wydaję, że nie będzie zadowolona jak się dowie.
- Przeznaczona? Dla Crabbe'a?! Czy w tych waszych chorych rodach wszyscy wiążecie się z tym, kogo wam wyznaczą?! - Hermiona wstała i z wrogością w oczach patrzyła się na Draco.
- A coś ty myślała, że sam się zgodziłem wiązać z tą dziewuchą?! Gdyby tak było to skakałbym z radości czytając ten list a nie siedział tutaj i wyzywał ojca!
- Masz rację, wybacz. Ale myślisz, że da się coś jeszcze zrobić jeżeli on już postanowił, że masz się zaręczyć z... na merlina! Skoro to nie Dafne to z kim ty masz się żenić?!
- Dafne ma młodszą siostrę. Astoria Greengrass, jest na piątym roku nauki w Slytherinie.
- Domyślam się, że jedna z twoich wielbicielek.
- Tak i tym razem jest to problem bo jeżeli ona o tym wie to zrobi wszystko żeby ze mną być.
- Ale ty tego nie chcesz...? 
- Nie! Mój ojciec może sobie mówić co chce, nie mam zamiaru ulegać mu tak jak matka. Obawiam się tylko, że nie będzie to takie łatwe... - po tych słowach zapadła cisza. Draco głęboko nad czymś rozmyślał a Hermiona nie chciała mu przerywać. Analizowała każde jego słowo, chciała znaleźć jakieś rozwiązanie tej sytuacji. Na samą myśl o tym, co zrobi Malfoy senior słysząc sprzeciwy syna ciarki przechodziły po jej ciele. Wiedziała, że ten człowiek jest okrutny i mu nie odpuści. Najbardziej bała się tego, że Draco w końcu ulegnie i zgodzi się na zaręczyny. Nie dopuszczała do siebie takich myśli ale jednak podświadomie czuła, że Ślizgon może się złamać i posłuchać ojca. Zazdrość. Właśnie to uczucie nie dawało jej spokoju.
- Draco, wiesz że... możesz na mnie liczyć. - Hermiona chciała odciągnąć Malfoy'a od ponurych myśli. Nawet nie spodziewała się, że to co powie aż tak poprawi jego humor. Zobaczyła na jego twarzy delikatny ale szczery uśmiech.
- Dzięki Granger. - Draco sam nie wierzył, że to powiedział. On nigdy nikomu nie dziękuje, to nie w jego naturze. Gdy zobaczył zdziwioną minę Hermiony, natychmiast wstał i podał jej rękę. - No nie siedź tak, mam przecież trening!
- Ale... - dziewczyna nie zdążyła już nic powiedzieć bo Ślizgon pociągnął ją za rękę i razem biegli przez błonia. Na boisku cała drużyna domu węża już ćwiczyła. Brakowało tylko Blaise'a, którego Draco dostrzegł na trybunach. Chciał do niego podejść ale Hermiona się zatrzymała.
- Ja... ja już pójdę Draco. - Malfoy nadal trzymał jej dłoń i nie miał zamiaru puścić. Nie próbowała jej nawet wyrywać. Nie dlatego, że nie dałaby rady ale nie chciała tego robić. Pierwszy raz Malfoy był dla niej taki... delikatny. Splątał swoje palce razem z jej palcami dając znak, żeby została. Nie robiła nic żeby go powstrzymać, uległa mu chociaż powinna wrócić na zajęcia. Gdy Draco zauważył, że się nie sprzeciwia odwrócił się w stronę Diabła i zmierzał w jego kierunku. Z każdym krokiem Hermiona coraz mocniej ściskała jego dłoń obawiając się reakcji Blaise'a.
- Nie bój się, Granger. Nic ci nie zrobi, raczej się ucieszy że dzięki tobie wróciłem na trening. - Draco puścił jej dłoń i tym razem objął w talii próbując dodać jej odwagi. Sam jednak nie wiedział jak zareaguje Diabeł widząc swojego przyjaciela z Gryfonką a tym bardziej... z Granger. Już i tak był na niego zły za opóźnianie treningu ale skąd u niego pomysł żeby zajść po Hermionę? Racja, Draco od jakiegoś czasu zachowywał się dziwnie ale nigdy nie przyznał co się działo między nim a dziewczyną. Czyżby Zabini go szpiegował?
- Dłużej się nie dało?! Zawaliłeś nam godzinę treningu! - Blaise nawet nie zwrócił uwagę na to, że jego przyjaciel szedł obejmując Granger co zdziwiło tak samo Hermionę jak i Draco. Co dziwniejsze, wcale nie wyglądał na wściekłego.
- Daj już spokój Diable, idę się przebrać i zaraz wracam. - Malfoy przeniósł wzrok na Hermionę i wskazał jej trybuny. - Zostaniesz?
- Wiesz, że powinnam wracać Malfoy.
- Nie przesadzaj, została tylko jedna lekcja.
- Ale... - Hermiona spojrzała tym razem na Blaise'a, który przysłuchiwał się ich rozmowie. - Przecież reszta drużyny może mieć coś przeciwko. Nie powinnam być na waszym treningu.
- No dobra Granger, jak chcesz to zostań. - Zabini wzruszył ramionami i dołączył do reszty Ślizgonów. Hermiona spojrzała na blondyna ze zdziwieniem i oczekiwała od niego jakiś wyjaśnień.
- Nie patrz się tak! Sam nie wiem o co tu chodzi ale on coś wie, Granger. Spróbuję to z niego wyciągnąć ale teraz muszę iść do szatni a ty siadaj na trybunach i nawet się nie sprzeciwiaj. - Draco zostawiając ją samą poszedł do szatni i miał nadzieję, że jak wróci to ona nadal tu będzie. Nie wiedział dlaczego ale chciał żeby została. W końcu to ona poprawiła mu humor i to dzięki niej wrócił na trening. Co się stało z dawnym Draco? Za dużo się w nim zmieniło, zdecydowanie. Może i zmienia się na "lepsze" ale jemu wcale to nie pasowało, w końcu długo pracował na swój wizerunek. Zawsze był dumny ze swojej rodziny, jego ojciec był dla niego autorytetem i rzuciłby crucio w każdego kto by odważył się go obrazić. Teraz sam to robi... Kiedyś nawet nie zbliżyłby się do szlamy a teraz odważył się ją pocałować... Co więcej, podobało mu się to i za każdym razem gdy ją widzi chce to powtórzyć. Do dziś pamięta słowa matki, która powtarzała, że miłość jest najpiękniejszym uczuciem ale równocześnie sprawia nam najwięcej bólu. "Pamiętaj Draco, jeżeli obdarzysz kogoś szczerą miłością, cierpienie nie będzie miało dla ciebie znaczenia. Gdy spotkasz na swojej drodze kogoś wyjątkowego, nie rezygnuj. Rób wszystko aby ta osoba była szczęśliwa dzięki tobie". Dobrze pamięta jak śmiał się z jej słów, ojciec był bardziej przekonujący gdy mówił mu, że miłość nie istnieje a to co czasami czujemy to zwykłe zauroczenia i pożądania. I tej wersji powinien się trzymać.


Tymczasem na lekcji zielarstwa...
- Harry gdzie jest Hermiona? Powinna wrócić już godzinę temu, czemu jest tak długo u McGonagall?
- Nie wiem Ron ale martwię się o nią. Wyszła przecież z Blaise'm. - Harry nie mógł się skupić i nieudolnie rozcieńczał ropę z czyrakobulwy.
- Jeżeli ten podły Ślizgon coś jej zrobił... nie daruję mu! - Ron nie panował nad sobą i uderzył łokciem w jedną z doniczek. Żółtawy płyn z obrzydliwej rośliny rozlał się po całym stole, przy którym natychmiast pojawiła się profesor Sprout. Niestety było już za późno. Weasley nie założył rękawiczek co spowodowało, że ropa poparzyła mu dłonie.
- Weasley na merlina! Co ty wyprawiasz?! Natychmiast idź do pani Pomfrey! Potter idź z nim i pilnuj żeby szedł prosto do skrzydła szpitalnego!
Ron całą drogę narzekał na okropny ból czego Harry miał już dość i nie wytrzymał.
- Masz wreszcie nauczkę! Mam nadzieję, że teraz coś zrozumiesz.
- Jaką nauczkę? Przecież nic nie zrobiłem! Tak samo jak ty martwię się o Hermionę i jeżeli Blaise jej coś zrobił to go zabiję, przysięgam. - gryfon był cały czerwony ze złości a dłonie coraz bardziej go piekły.
- Uspokój się wreszcie! Ty się o nią martwisz? Nie darujesz Blaise'owi jak jej coś zrobi a sam już dwa razy chciałeś ją uderzyć!
- Nie byłem sobą! To wszystko przez Malfoy'a!
- Daj już spokój. Wracam na zajęcia. - doszli do gabinetu pani Pomfrey a Harry odwrócił się i zostawił przyjaciela samego. Miał dość jego zachowania i tego jak traktuje Mionę. Zachowuje się jak wariat i jest zdolny do wszystkiego. Harry wcale nie był przekonany do Malfoy'a ale miał nadzieję, że on będzie pilnował Hermionę. Ginny nie zawsze była przy nich, miała swoje zajęcia więc nie mogła pomóc. On sam nie dawał rady, jedyne co mógł robić to szczerze porozmawiać z przyjaciółką i być przy niej gdy tego potrzebuje. Przy Ronie czuł się bezradny, w końcu jego też nie mógł zostawić. Poza tym wkrótce będzie musiał zostawić ją samą. Na prośbę McGonagall wyjeżdża do Bułgarii. Opuści Hogwart na cały miesiąc i musi w końcu jej o tym powiedzieć, no i chyba pogadać z Malfoy'em...


Ślizgoni byli w szczytowej formie. Nowa taktyka, którą opracował Draco szybko się przyjęła. Kto by pomyślał, że jest tak świetnym kapitanem? Hermiona obserwowała każdy jego ruch. Pierwszy raz miała okazję zobaczyć jego zaangażowanie w tą grę. Wcześniej tego nie zauważała, nigdy nie chciała żeby zwyciężał Slytherin i teraz tego żałuje. Wszyscy gracze domu węża wkładali cały swój wysiłek aby grać jak najlepiej, a najbardziej widać było to u Draco. Skupiał się nie tyle na sobie co na innych. Dawał im wskazówki i wyłapywał każdy błąd, który popełniali. Jedno było pewne, w tym roku ciężko będzie ich pokonać o czym Harry pewnie niedługo się przekona. Czas zleciał niespodziewanie szybko i Hermiona nawet nie zauważyła kiedy zaczynało się robić coraz chłodniej. Ślizgoni zaczęli się zbierać i poszli do szatni a na boisku było całkiem pusto. Musiała jeszcze czekać na Draco i miała nadzieję, że jej nie wystawi. Położyła się na trybunach i wpatrywała w zachodzące słońce. Zaczęła zastanawiać się nad tym co się ostatnio stało. Nie myślała o tych przykrych zdarzeniach ale o tych, które wywoływały ostatnio uśmiech na jej twarzy. Nie miała dużo czasu na rozmyślanie bo po chwili nad głową zobaczyła znajomą twarz i rozczochrane blond włosy.
- O czym myślisz? - Hermiona podniosła się a Draco usiadł obok niej.
- O niczym ważnym. Idziemy? Robi się coraz zimniej. - Hermiona wstała a Malfoy przytulił ją do siebie.
- Lepiej? - dziewczyna uśmiechnęła się i wtuliła do niego. - Dalej nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Czemu zawaliłaś zajęcia i przyszłaś do mnie? To do ciebie niepodobne.
- Eh... muszę odpowiadać? - Hermiona uwolniła się z jego uścisku i popatrzyła na niego niepewnie.
- Obiecałaś Granger. Z tego co wiem to Gryfoni dotrzymują obietnicy, prawda?
Miona przez chwilę wahała się i myślała co ma mu powiedzieć. Może powinna skłamać, że bała się Blaise'a? W końcu po części była to prawda. Ale nie to było głównym powodem. A może zwalić to na gryfońską odwagę? Powiedzieć, że Zabini wmawiał jej tchórzostwo? Ale co jeśli w to nie uwierzy? Pozostało jej powiedzieć prawdę... Zaczęła wpatrywać się w ziemię i poczuła zimny podmuch wiatru. Nie mogła dłużej stać na tym zimnie i marznąć. Poza tym Malfoy czeka na jej odpowiedź.
- Martwiłam się o ciebie, dlatego przyszłam. - podniosła wzrok i natknęła się na jego szare oczy. Zobaczyła w nich dziwny błysk. Nic nie powiedział, przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Objęci wrócili razem do zamku, w ciszy.

sobota, 20 kwietnia 2013

10. Strach

 Zapowiadał się wspaniały dzień. Promienie słońca wdzierały się przez okno wieży wschodniej Hogwartu. Hermiona obudzona pukaniem do drzwi lekko otwarła oczy. Poczuła okropny ból głowy i zmęczenie. Wyjątkowo nie miała ochoty wstawać z łóżka a tym bardziej przyjmować teraz gości. Oślepiona blaskiem słońca odwróciła się w drugą stronę i doznała szoku. Obok niej, w łóżku leżał książę Slytherinu - Draco Malfoy. Dopiero teraz poczuła jego rękę spoczywającą na jej tali. Oszołomiona próbowała wyrwać się z objęć Ślizgona, który przytulił ją do siebie jeszcze mocniej. To na nic. Dziewczyna ciężko westchnęła i spojrzała na zegar. Do śniadania została godzina. Odetchnęła z ulgą, nie miała zamiaru się spóźniać. McGonagall by jej tego nie darowała. Spojrzała na blond czuprynę chłopaka. Rozczochrane włosy dodawały mu uroku. Zresztą, czy ktoś taki jak Malfoy może być jeszcze bardziej idealny? Hermionie wydawało się, że z każdym dniem inaczej na niego patrzy. Z podłego węża, Draco zmieniał się w uroczego chłopaka. Miała jednak świadomość, że dzieje się to tylko na jej oczach i przeczuwała, że to może być zwykły podstęp... Ale tym będzie zamartwiać się później. Liczy się tylko teraz. A teraz patrzyła na jego śliczną twarz i delikatnie głaskała go po głowie. Wyglądał tak niewinnie, że zaczęła się zastanawiać czy to aby na pewno ten arystokratyczny blondyn nie potrafiący okazać najmniejszego uczucia.  Nie miała sumienia go budzić. Kolejny raz próbowała wyswobodzić się z jego objęć, tym razem robiąc to tak delikatnie żeby się nie obudził. Ku jej zdziwieniu szybko jej się to udało i niepostrzeżenie wstała z łóżka. Chciała podejść do szafy i wyjąć swoją szatę gdy spostrzegła, że nie jest u siebie. No tak, teraz sobie przypomina. Wspólna praca prefektów naczelnych w pokoju Malfoy'a. Potem ten piekielny szantaż... Nie pamiętała co się później wydarzyło. O kilka kieliszków Ognistej za dużo, zdecydowanie. Chciała jak najszybciej wziąć kąpiel i wyjść na śniadanie. Przywołała zaklęciem ubrania ze swojego dormitorium i zmierzała do łazienki. Jednak coś przykuło jej uwagę... tak samo jak wczoraj. Spojrzała na małą półkę obok okna. Podeszła do niej i wzięła do ręki ramkę ze zdjęciem. Dopiero teraz mogła mu się dokładniej przyjrzeć. Musiała to przyznać, Narcyza Malfoy to niezwykła kobieta. Pełna wdzięku i klasy z pięknymi oczami. Dokładnie takimi samymi jak jej syna... Odłożyła zdjęcie na swoje miejsce i kolejny raz spojrzała na Ślizgona. Spał w najlepsze i wiedziała, że będzie musiała tu wrócić i jakoś go obudzić. Czym prędzej udała się do łazienki. Wzięła odprężającą kąpiel. Tego jej było trzeba!


  W pokoju wspólnym Gryffindoru panowała niezbyt miła atmosfera. Harry i Ron znowu się pokłócili a Ginny próbowała uspokajać sytuację, na marne. Między dwójką przyjaciół dochodziło do coraz ostrzejszej wymiany zdań.
- Ron, na Godryka! Nie możesz tego zrobić!
- Właśnie, że mogę! Zaraz po śniadaniu pójdę do McGonagall i ją przekonam!
- Nie waż się tego robić! To sprawa Hermiony, nie twoja!
- Nie obchodzi mnie to, nie pozwolę jej przebywać w pobliżu tego zdradzieckiego śmierciożercy!
- Ty jej nie pozwolisz?! Zamiast ustawiać jej życie po swojemu po prostu ją przeproś!
- Ani mi się śni!
- Ron, Harry ma rację. Przeproś Mionę i będzie jak dawniej... - Ginny ze smutkiem spojrzała na swojego brata.
- To co było nie wróci póki będzie się zadawała z Malfoy'em!
- Ile razy mam ci powtarzać, że to jest jej wybór a tobie nic do tego. - Harry ciągle miał w pamięci wczorajsze wydarzenie. Zapłakane oczy jego przyjaciółki... widział jak cierpi  i sam zrozumiał, że zakazanie jej spotkań z Draco bardziej ją przygnębi.
- A ty co? Zacząłeś go bronić? Może ty też się z nim zaprzyjaźniłeś! - Policzki Rona robiły się coraz bardziej czerwone, przepełniała go złość i nienawiść do przyjaciela. - Dajcie mi wszyscy spokój, idę do siebie.
Rudzielec zatrzasnął za sobą drzwi tak mocno, że stłukł kilka wazonów, wcześniej jeszcze stojących na kominku. Ginny widząc to nie wytrzymała i ukryła twarz w dłoniach. Ostatnie wydarzenia odbiły się także na niej. Martwiła się o swoją przyjaciółkę i nie mogła zrozumieć zachowania swojego brata.
- Ginny nie martw się, wszystko się ułoży, zobaczysz. - Harry podszedł do swojej dziewczyny i mocno ją przytulił.
- Harry... boję się, że Ron skrzywdzi Hermionę.
- Nie zrobi tego. Póki jest przy niej Malfoy, będzie bezpieczna.


Draco niechętnie podniósł się z łóżka i spojrzał przez okno. Tak piękna pogoda zapowiadała ciężki trening quidditcha. Od zeszłego roku był kapitanem drużyny więc musiał wreszcie pomyśleć nad nową strategią. Był pewny swoich umiejętności i wiedział, że Puchar Domów znowu trafi do Slytherinu. No tak, to typowe dla Malfoy'a. Nie mógł przegrać, musiał być najlepszy. Rozmyślał nad zmianą kilku członków drużyny gdy poczuł jak głowa zaczęła mu pulsować. Podszedł do jednej ze swoich szafek i wyjął eliksir. Gdy ból w końcu minął postanowił, że zanim zejdzie na śniadanie weźmie szybką kąpiel. Kiedy podszedł w stronę łazienki, jej drzwi natychmiast się otworzyły i zanim zdążył zareagować leżał już na ziemi...
- Draco, obudź się. Draco...
- Co... co się dzie... - Ślizgon przerwał dostrzegając znajome czekoladowe oczy, które zalane łzami właśnie się w niego wpatrywały. - Na Salazara! Co ty tu robisz Granger?!
Hermiona poczuła ulgę gdy w końcu Malfoy odzyskał świadomość.
- Draco, wybacz... nie chciałam.
- Czego nie chciałaś? Czekaj... czy to od ciebie dostałem teraz drzwiami prosto w twarz?! - Draco odruchowo dotknął czoła i poczuł wielkiego, bolącego guza. - Ał... nie daruje ci tego.
- Przepraszam. - dziewczyna była przerażona i łzy zaczęły spływać po jej policzkach.
- Przestań ryczeć głupia. Rozumiem, że to było nie chcący ale błagam, nie rób tego więcej. Ałć, będę się teraz bał podchodzić do tych drzwi rano. - blondyn lekko się uśmiechnął co uspokoiło dziewczynę. Nie wiedząc co robi rzuciła mu się na szyję.
- Hej! Nie za dużo tych czułości? - Malfoy chciał to przerwać, a raczej musiał to przerwać bo nieprzyjemny dreszcz przeszywał jego ciało. Tak nie mogło być. - Poza tym na merlina, co ty tu robisz?!
Hermiona puściła go i spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Niczego nie pamiętasz?
- A mam coś pamiętać? - Draco nieświadomie spojrzał na łóżko i leżące obok niego kieliszki i pustą butelkę po Ognistej... Ten widok natychmiast przywrócił mu pamięć. - No nie, Gryfonka w moim własnym łóżku... za dużo wypiłem.
- Nie tylko ty Malfoy. - Podniosła się i z wyraźnie obrażoną miną zmierzała w kierunku wyjścia.
- Granger! Tylko nie trzaskaj drzwiami bo znowu się komuś dostanie!


Przeklęty Malfoy. Znowu taki sam i znowu działa mi na nerwy! Mam dość jego zakichanego, arystokrackiego tyłka! Po co wczoraj u niego zostałam?! Trzeba było wrócić do siebie. Nie mogę dać się szantażować, on przecież będzie ciągle to wykorzystywał. Ale co jeśli jednak opowie wszystkim w Slytherinie o naszym spotkaniu w łazience? Ughhh... Blaise to mi na pewno nie da spokoju. I co ja teraz zrobię... 
- Hermiona!
- Ron? - dziewczyna spojrzała za siebie i zobaczyła rudą czuprynę.
- Musimy porozmawiać!
- Może i musimy ale pierwsze się uspokój. - Hermiona odwróciła się i zmierzała w kierunku Wielkiej Sali.
- Miona, poczekaj.
Dziewczyna gdy usłyszała smutek w jego głosie zatrzymała się.
- O czym chcesz porozmawiać?
- Ja... chciałem cię przeprosić.
- Myślisz, że jedno "przepraszam" wystarczy?
- Nie, proszę nie przerywaj i wysłuchaj mnie. Wiem, że cię skrzywdziłem. Miona... najbardziej mnie boli, że ja... że chciałem cię uderzyć. Nie panowałem nad sobą, byłem wściekły. Ale to wszystko przez Malfoy'a! Zabrał mi ciebie! Kocham cię, nie rozumiesz? Nie rób mi tego, nie mogę znieść jego widoku jak z tobą rozmawia, jak cię przytulał... Hermiona, musisz wrócić do nas, do naszej wieży. Nie możesz tam z nim być!
- Ron, chciałam ci wybaczyć, ale po tym co teraz powiedziałeś widzę, że nic do ciebie nie dotarło. Daj mi spokój i odsuń się, chcę przejść.
- Nigdzie nie pójdziesz. - Weasley złapał dziewczynę za rękę i nie chciał puścić.
- Ron ostrzegam cię, odsuń się.
- A ja cię ostrzegam, skończ z Malfoy'em!
- Szukasz guza Weasley?
Zaskoczona Hermiona spojrzała za siebie i odetchnęła z ulgą. Draco kolejny raz ratuje ją przed Ronem.
- Znowu ty?! Śledzisz ją czy co?!
- Mam ciekawsze zajęcia ale nie mogłem przegapić takiej okazji. W końcu jeszcze ci się nie odpłaciłem za moje oko.
- Spadaj stąd! To nie są twoje sprawy!
- Prowokujesz mnie Weasley. Puść ją.
Hermiona czuła jak dłoń Rona coraz mocniej zaciska się na jej ręce. Nie mogła wytrzymać tego bólu i zaczęła się szarpać. Bezskutecznie.
- Nie będziesz mi rozkazywać! - rudzielec był wściekły.
- Nie chcesz słuchać mnie, to spójrz na Granger.
Ron przeniósł wzrok na Hermionę. Zobaczył łzy w jej oczach i cała złość go opuściła. Puścił jej rękę i wpatrywał w jej smutne oczy.
- Miona, przepraszam... - Ron zbliżył się do niej aby otrzeć jej łzy ale Hermiona natychmiast się odsunęła wpadając prosto w ramiona Ślizgona. Wreszcie czuła się bezpiecznie.
- Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj Ron!
- Słyszałeś? Teraz z łaski swojej odczep się i wynoś stąd. - Draco objął dziewczynę i z satysfakcją patrzył na minę Weasley'a. Wiedział, że ten rudzielec nie może znieść, że on dotyka jego ukochaną.
- Dziękuję Draco.
- To już drugi raz Granger, masz u mnie dług.
- Tak myślałam.
Oboje weszli do Wielkiej Sali gdzie już wszyscy jedli śniadanie. Każde podeszło do swojego stołu i nawet na siebie nie spojrzeli. Hermiona podeszła do Harry'ego i Ginny, którzy siedzieli daleko od Rona. Ledwo zajęła wolne miejsce gdy McGonagall zaczęła wszystkich uciszać. Najwyraźniej miała coś do przekazania i Hermiona spodziewała się co to będzie.
- Cisza! Mam dwie informacje dla was. Pierwsza to sprawa zajęć dodatkowych. Lista chętnych dotarła już do mnie i postanowiłam, że lekcje zaczną się od przyszłego tygodnia! Dokładne informacje przekażą wam Prefekci Naczelni. No i przyjemniejsza sprawa... postanowiłam, że w tym roku także odbędzie się bal świąteczny. Mam nadzieję, że cieszycie się z tego powodu. Jednak z tym balem będę wiązać się kolejne dodatkowe lekcje a mianowicie lekcje tańca, które także przeprowadzą Prefekci Naczelni. To na tyle, możecie iść na zajęcia.

Wszyscy zaczęli wychodzić z Wielkiej Sali i kierować się na swoje lekcje. Oczywiście po drodze byli zajęci tematem balu. Hermiona zmierzała na szczyt Wieży Północnej, gdzie właśnie miały się odbyć zajęcia Wróżbiarstwa. Sama się dziwiła, że zgodziła się wrócić na te lekcje. Nie znosiła ich odkąd profesor Trelawney uznała, że Gryfonka nie ma talentu do przepowiadania przyszłości. W tym roku tego tak znienawidzonego przez Hermionę przedmiotu miał uczyć centaur Firenzo, więc zajęcia nie powinny być tak straszne jak wcześniej. Jedyną wadą tych lekcji było to, że mieli je razem ze Ślizgonami. Gdy doszła na miejsce nie było jeszcze nikogo. Chciała oprzeć się wygodnie o ścianę i poczekać na resztę kiedy poczuła silne szarpnięcie do tyłu. Czyjaś dłoń zakryła jej usta aby nie mogła krzyczeć. Znalazła się w ciemnym pomieszczeniu i czuła jak przeszywa ją strach. Zaraz, zaraz... to nie było przerażenie, to było bardziej znane uczucie. Serce waliło jej jak oszalałe ale nie był to strach. Przeciwnie, czuła ulgę i bezpieczeństwo. No nie... tylko jego teraz brakowało.... Odruchowo uderzyła łokciem w żebra chłopaka, który ją "porwał".
- Ał! Oszalałaś? Nie wystarczyło ci, że już rano uderzyłaś mnie drzwiami?!
- To następnym razem mnie nie strasz Malfoy! 
- Nie martw się, drugi raz już tego nie zrobię. Zaczynam bać się o swoje życie. - Draco trzymał dłonie w miejscu gdzie Hermiona odcisnęła swój łokieć.
- Słusznie. Co ty wyprawiasz?
- Zapomniałaś, że masz u mnie dług? I to nie jeden... 
- I to było powodem zaciągnięcia mnie do jakiejś pustej klasy? 
Hermiona zaczęła rozglądać się dookoła i stanęła jak spetryfikowana. W oddali zobaczyła dwa migoczące zielone punkty, które wyglądały jak oczy wielkiego potwora. Krzyknęła przeraźliwie i od razu znalazła się w ramionach blondyna. Zdziwiony jej zachowaniem spojrzał w miejsce gdzie dziewczyna patrzyła z przerażeniem i ledwo udawało mu się powstrzymać od śmiechu. Czuł jak wystraszona wbija palce w jego szyję.
- Granger, boisz się ciemności? 
Dziewczyna natychmiast się opamiętała widząc, że tleniony ma z niej niezły ubaw. Jednak niechętnie go puściła, miał w końcu rację. Bała się ciemności a te dziwne światełka nadal ją przerażały.
- Przestań i wypuść mnie stąd!
- Pierwsze muszę cię o czymś poinformować. 
- Czego chcesz? - mówiąc to ciągle wpatrywała się w miejsce, które tak ją przerażało.
- Siedzisz ze mną. 
- CO?
- To co słyszysz. 
- Ani mi się śni.
- Nie masz innego wyboru. 
Draco posłał jej ślizgoński uśmiech a przerażające światełka zaczęły zbliżać się do dziewczyny. Trzęsła się ze strachu i chwyciła dłoń Malfoy'a.
- Zgoda, ale wypuść mnie już!
- Jak sobie życzysz. 
Blondyn otworzył drzwi i wypuścił przodem Hermionę, która z przerażeniem wybiegła na korytarz. Pod klasą stali już chyba wszyscy. Jednak byli za bardzo zajęci rozmowami i nawet jej nie zauważyli. Chwilę później zjawił się Firenzo i wpuścił wszystkich do środka. Hermiona weszła na końcu, nadal czuła ciarki na swoim ciele. Zostało tylko jedno wolne miejsce, zaraz przy biurku gdy nagle przypomniała sobie z kim miała siedzieć. Rozejrzała się i zobaczyła Draco siedzącego w samym tyle. Chciała czy nie, musiała do niego podejść. Gryfoni zawsze dotrzymują danej obietnicy. Gdy usiadła obok blondyna, czuła na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych w klasie. W oczach Pansy i Dafne Greengrass widziała chęć mordu. Tak samo było gdy spojrzała na Rona. Tylko Harry posłał jej ciepły uśmiech co ją uspokoiło. Niech się ta lekcja już skończy.
- Co ty taka zamyślona Granger?
- Nie twój interes.
- Nie bądź taka zła, siedzenie ze mną ma swoje plusy.
- Tak? Ciekawa jestem jakie.
- Patrz na wiewiórę  za chwilę weźmie kryształową kulę i ciśnie nią w Lavender. Biedaczka, że też przyszło jej siedzieć przed tym idiotą. 
Draco zaśmiał się i wskazał na miejsce gdzie siedział Harry z Ronem. Hermiona musiała przyznać, że ten widok wart jest siedzenia z blondynem. Ukryła twarz w dłoniach powstrzymują się od wybuchnięcia niepohamowanym śmiechem. Może ta lekcja nie będzie taka zła? Przeciwnie. Draco cały czas ją rozśmieszał przez co nie mogła się w ogóle skupić. Nie przeszkadzało jej to, w końcu i tak centaur nic im nie zadawał, ponieważ była to jego pierwsza lekcja. 
- Gdzie jest Blaise?
- Został w dormitorium. Źle się czuł. Osobiście uważam, że ma ogromnego kaca moralnego. Czemu pytasz? - Draco był zdziwiony pytaniem dziewczyny.
- Gdyby przyszedł na lekcję to nie siedzielibyśmy teraz razem. Poza tym on mnie najbardziej przeraża z tego waszego ślizgońskiego klanu.
- Serio? Myślałem, że to mnie się boisz. - Malfoy zaśmiał się ale natychmiast przestał widząc jak Hermiona posmutniała.
- Nie o to chodzi, ty jeszcze nigdy nie podniosłeś na mnie ręki. - dziewczynie trudno było to mówić i widziała zdziwioną minę blondyna. - To prawda, przez sześć lat mnie raniłeś ale słowem... 
- Wiesz... Diabeł już taki jest. Taka nasza ślizgońska natura, chociaż bicie dziewczyn do niej nie należy. Nie wiem dlaczego się tak zachował. 
- Dobra nieważne, przecież dla was zawsze będę tą okropną szlamą. - Hermiona nie wiedziała dlaczego to powiedziała, ale to było w jej głowie od dawna i musiała teraz to wyrzucić.
- A ja dla ciebie zawsze będę tym arystokratycznym dupkiem bez uczuć. - Draco uśmiechnął się i spojrzał w oczy Gryfonki. - Widzisz, jesteśmy na tej samej pozycji Granger.
Hermiona nie wiedziała co powiedzieć, jak się zachować. Na jej szczęście lekcja właśnie dobiegła końca a Draco nie pozostawiając jej żadnego wytłumaczenia wyszedł z klasy. 
Teraz musiała zejść do lochów. Na samą myśl o lekcji ze Snape'm miała dość. No i w dodatku kolejna lekcja ze Ślizgonami. Ku jej zdziwieniu nigdzie nie było blondyna. Brakowało też kilku innych z domu węża. Pewnie zostali zwolnieni na trening. Tym razem weszła do klasy pierwsza i usiadła w ciemnym koncie, w miejscu gdzie zwykle siada Draco i Blaise. 
- Można? - obok niej pojawił się brunet w okularach.
- Siadaj. Gdzie Ron...?
- W przodzie, siedzi z Lavender. - Harry wskazał na pierwszą ławkę gdzie rzeczywiście rudzielec siedział obok Brown. Hermiona przypomniała sobie poprzednią lekcję i uwagi Draco na temat tych dwoje. Uśmiech pojawił się na jej twarzy i natychmiast zniknął gdy ktoś zapukał do klasy a w drzwiach pojawił się Blaise. 
- Co się stało Zabini? Ty nie na treningu?
- Jeszcze się nie zaczął. Profesor McGonagall prosiła żebym przekazał, że czeka w swoim gabinecie na Hermionę Granger. - mówiąc to spojrzał na Gryfonkę siedzącą na jego miejscu i posłał jej nieprzyjemne spojrzenie.
- Czy ona zawsze musi wszystkich zwalniać z mojej lekcji?! Idź Granger. - Snape nie był zachwycony a Hermiona przerażona podeszła w stronę drzwi.
Była już na korytarzu razem z Zabini'm i nie wiedziała czy powinna pytać o co chodzi. Bała się być sam na sam z Blaise'm po tym jak ostatnio chciał ją uderzyć. 
- Pośpiesz się, nie mam zamiaru tkwić tu z tobą do wieczora. - Blaise przerwał cisze i wyprowadził ją z lochów. Ku jej zdziwieniu nie szli w stronę gabinetu McGonagall ale... na błonia.
- Gdzie my idziemy Blaise?! Miałam iść do McGonagall!
- Ucisz się, nikt cię nie wzywał. - Hermiona po tych słowach zatrzymała się i wyczuła podstęp.
- Co? To twój pomysł? I gdzie chciałeś mnie zaprowadzić?! - Ogromnie się go bała ale nie chciała ruszyć z miejsca.
- Słuchaj, to nie był mój pomysł! A teraz rusz się zanim całkiem wyprowadzisz mnie z równowagi.
- Nigdzie nie idę!
- I co zrobisz? Wrócisz na lekcję i poskarżysz się na mnie Snape'owi? 
- Tak właśnie zrobię!
- Po moim trupie. - Blaise chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.
Hermiona próbowała się wyrywać ale na nic. Była przerażona i wściekła. Przeszli przez błonia a Blaise zatrzymał się tak, że widać było jezioro.
- Masz teraz tam iść i coś z tym zrobić bo ja już nie mam siły! - Zabini wskazał palcem miejsce gdzie Hermiona zauważała blond czuprynę. Nic z tego nie rozumiała i czemu ona miała tam iść? 
- O co ci chodzi Zabini bo nic nie rozumiem. - nawet z tej odległości dziewczyna widziała, że tleniony jest nieźle wkurzony.
- O to, że ten idiota nie chce iść na trening!
- Ale czemu?
- Nie wiem! Najpierw nam się oberwało a potem odszedł bez słowa i znalazłem go tutaj. Nie chce ze mną gadać więc idź tam i wbij mu do tej tlenionej głowy, że ma wracać natychmiast na trening!
- Ale co ja mam na to poradzić?! Przecież to Draco, on mnie nienawidzi!
- Granger na merlina! Jestem jego przyjacielem i to, że mi nic nie powiedział to nie znaczy że nie wiem co się dzieje.
- Nic się nie dzieje i dalej nie wiem po co wyciągałeś mnie z lekcji i przytargałeś tutaj!
- Powiedziałem żebyś mnie nie denerwowała! Po prostu tam idź. Nie wiem co mu strzeliło do głowy i mam nadzieję, że ty się tego dowiesz. - Blaise uspokoił się i tym razem Hermiona zobaczyła w jego oczach smutek.
- Zgoda. Ale i tak nic z tego nie będzie.
- Chociaż spróbuj.
Zabini poszedł w stronę boiska a Hermiona jeszcze dłuższą chwilę zastanawiała się nad jego słowami. Miała mętlik w głowie. O co mu chodziło? Gdy spojrzała w jego oczy widziała smutek i troskę, troskę o przyjaciela. Tylko co miał na myśli mówiąc  "...wiem co się dzieje." Przecież nic się nie działo! Nie mogła jednak dłużej stać i zastanawiać się nad tym. Poszła w stronę jeziora i usiadła cicho przy blondynie. Był zaskoczony jej widokiem ale nic nie powiedział. Nie miał zamiaru z nikim teraz rozmawiać. Hermiona natychmiast przerwała tą ciszę.
- Ty nie na treningu?
- A ty nie na lekcji? - Draco niechętnie zaczął się odzywać do dziewczyny.
- Twój przyjaciel wyciągnął mnie z niej siłą.
- Co?! - blondyn patrzył ze zdziwieniem na Hermionę.
- To co słyszałeś. Przyszedł do Snape'a i powiedział, że wzywa mnie McGonagall a później przyciągnął mnie tutaj.
- Niepotrzebnie. - Draco mruczał coś pod nosem ale Hermiona to usłyszała.
- On się na prawdę o ciebie martwi.
- Chyba martwi się o to, że nie będzie treningu. Zresztą nie wiem po co ciebie tu przysyłał i czemu się na to zgodziłaś?
- Bo też się martwię.
- Ty?!
- Tak. Po Wróżbiarstwie i naszej rozmowie wyszedłeś bez słowa.
Malfoy nieświadomie się uśmiechnął widząc zmartwioną minę Hermiony.
- I ty myślałaś, że przez to tu teraz siedzę i olewam trening quidditcha?
- Tak mi się zdawało...
- No to źle ci się wydawało Granger. - Draco położył się na trawie i wpatrywał w niebo. - Naprawdę chcesz wiedzieć dlaczego jestem taki przygnębiony?
- Inaczej by mnie tu nie było i nie narażałabym się na szlaban Malfoy.
- Co za poświęcenie. - blondyn tym razem patrzył w jej oczy i pomyślał, że chyba będzie musiał podziękować Blaise'owi. - Chodzi o mojego ojca.


................................................

Co tak naprawdę się stało dowiecie się w następnym rozdziale :) Nie mam pojęcia kiedy się pojawi bo nie wiem kiedy znajdę chwilę czasu na pisanie. Ale na pewno najpóźniej za tydzień, chociaż mam nadzieję że będzie wcześniej :D
Miłego czytania! ;*


:)